pierwszy prezes IPN

Widzisz odpowiedzi znalezione dla zapytania: pierwszy prezes IPN





Temat: E.Milewicz <=> M.Rybinski w TVN24
Mgr Ewie Milewicz odpowiada Prof. Chrzanowski
"Michnik wybrał sojusz z postkomunistami"

"Rzeczywiście przez ostatnich kilkanaście lat istniała w polskim życiu
publicznym blokada co do mówienia o pewnych sprawach: rozliczenia przeszłości,
lustracji, dekomunizacji, ujawnienia agentury" - pisze w DZIENNIKU Wiesław
Chrzanowski, marszałek Sejmu I kadencji. "Wypada chyba stwierdzić, że te 17 lat
zostało pod względem rozliczenia przeszłych win w dużym stopniu zmarnowane" -
dodaje następnie:
..
Wypada chyba stwierdzić, że te 17 lat zostało pod względem rozliczenia
przeszłych win w dużym stopniu zmarnowane. Dopiero z wieloletnim opóźnieniem po
licznych sporach i dyskusjach uchwalono niedoskonałą ustawę lustracyjną, która
powoływała do życia sąd lustracyjny i nakazywała składać oświadczenia
lustracyjne. Potem stworzono Instytut Pamięci Narodowej, który zgromadził w
swoich zasobach kilometry akt dawnego MSW. Trzeba oddać sprawiedliwość, że
działania owe umożliwiały lustrację w podstawowym zakresie, choć wciąż krąg
lustrowanych stanowił tylko drobny margines problemu dawnej agentury - dotyczył
tylko wąskiego grona osób na eksponowanych stanowiskach, a z grup zawodowych
jedynie adwokatów. Ale nawet i one były co i rusz torpedowane: przypomnijmy,
jak w okresie rządów SLD podjęto próbę radykalnego obcięcia środków finansowych
dla IPN, które uniemożliwiłoby de facto jego działalność. Pamiętam też tę
atmosferę nagonki, jaka towarzyszyła opóźnionemu o pół roku wyborowi pierwszego
prezesa IPN Leona Kieresa.
W tworzeniu atmosfery niechęci wobec działań dekomunizacyjnych i lustracyjnych
znaczącą rolę odegrała „Gazeta Wyborcza” kierowana przez Adama Michnika.
Przecież już w latach osiemdziesiątych w wydawanej w tzw. drugim
obiegu „Krytyce”, związanej ze środowiskiem KOR, ukazywały się teksty
wskazujące na rzekome zagrożenie siłami endecko-chadeckimi.

Ta sama intencja odżyła z całą siłą podczas obrad Okrągłego Stołu. Uznano
wówczas, że współpraca ze skompromitowanymi, ale przecież silnymi
intelektualnie i strukturalnie postkomunistami może posłużyć zahamowaniu „ataku
ciemnogrodu”. Po Okrągłym Stole ta sama intencja pozwalała pewnym
środowiskom „typować”, kto się nadaje na posła Sejmu kontraktowego, a czyje
poglądy już się w nim nie mieszczą. Nawet Tadeusz Mazowiecki i Aleksander Hall,
związani przecież z Okrągłym Stołem jak najściślej, odmówili kandydowania w
takich wyborach, w których listy kandydatów były przykrawane pod jedynie
słuszny wzorzec. O szansie na elekcję decydował plakat z Wałęsą, a o dostaniu
się na listę wyborczą – jeden ośrodek, znajdujący się na zapleczu Komitetu
Obywatelskiego.

Obawa przed tym "ciemnogrodem" - niczym nieuzasadniona i, jak pokazała
przyszłość, prowadząca donikąd - towarzyszyła nam przez kolejne lata, podsycana
przez środowiska, które Maciej Rybiński hasłowo określił jako sojusz Kiszczaka
i Michnika. Kiedy zdecydowaliśmy się tworzyć ZChN, spotkało nas oburzenie
uzasadnione tym, że trzeba „utrzymać jednolity front Komitetów Obywatelskich”.
Oskarżano nas o tworzenie niepotrzebnych podziałów społecznych. Widmo
ciemnogrodu stało się najstraszliwszym, co może spotkać wolną Polskę. W takiej
atmosferze nawoływanie do dekomunizacji określano jako rewanżyzm i chęć zemsty.
W ich miejsce proponowano współpracę z niedobitkami PRL „dla dobra
przyszłości”. To na tej fali możliwe stało się opublikowanie w największej
wówczas ogólnopolskiej gazecie wspólnego tekstu dawnego opozycjonisty Adama
Michnika z dawnym działaczem PZPR Włodzimierzem Cimoszewiczem.

calość:
www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=27637 Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu



Temat: ___________________Warto założyć nowy wątek dla AG
___________________To zbrodnia!_________________
Ujawniona niedawno afera w IPN związana z wysyłaniem do Ludwigsburga
oryginalnych dowodów niemieckich zbrodni w Polsce to zaledwie
wierzchołek góry lodowej. Okazuje się, że z archiwum byłej Głównej
Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu przekazano do
Niemiec... wystawę "Powstanie Warszawskie '44" z autentycznymi
zdjęciami oraz akta Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy.
Ten "eksport akt" przeprowadzony został wbrew ustawie o narodowym
zasobie archiwalnym. Szefem Komisji był wówczas dr Ryszard Walczak,
obecnie wicedyrektor Biura Postępowania Sądowego Prokuratury
Krajowej.
Sprawa, którą opisujemy, wyszła na jaw w 1998 r. dzięki pracom
komisji powołanej przez nowego szefa byłej Głównej Komisji Badania
Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prof. Witolda Kuleszę, który
zastąpił na tym stanowisku poprzedniego dyrektora Komisji, dr.
Ryszarda Walczaka. Decyzja prof. Kuleszy o powołaniu komisji ds.
wizytacji Archiwum GKBZpNP spowodowana była wysuwanymi dość
powszechnie podejrzeniami, że w zasobach archiwalnych Głównej
Komisji istnieją braki. Komisja nie podzieliła się jednak wiedzą na
ten temat z opinią publiczną.
Co odkryli wizytatorzy? Jak wynika ze sprawozdania przedstawionego w
kwietniu 1998 r., kierownictwo GKBZpNP, wbrew ustawie o narodowym
zasobie archiwalnym i archiwach, przekazało do Niemiec materiały na
temat Powstania Warszawskiego. Rzecz miała miejsce w 1997 roku. Jak
do tego doszło?
Z okazji 50. rocznicy Powstania Warszawskiego ówczesna GKBZpNP
przygotowała wystawę, na której zaprezentowano oryginalne materiały
archiwalne z czasów powstańczego zrywu, przede wszystkim zdjęcia
pochodzące z archiwów polskich i niemieckich. Po rocznej prezentacji
w kraju w 1995 r. ekspozycja trafiła do Niemiec, a że cieszyła się
ogromnym zainteresowaniem, przedłużono ją do 1996 roku. Niestety, po
tym okresie archiwalne zdjęcia nie wróciły do Polski, lecz...
zostały przekazane w wieczyste użytkowanie Archiwum Federalnemu RFN
(!). Kto podjął tę decyzję? Funkcję szefa Komisji pełnił wówczas dr
Ryszard Walczak, były pracownik kadrowy Akademii Nauk Społecznych KC
PZPR (obecnie wicedyrektor Biura Postępowania Sądowego Prokuratury
Krajowej w Ministerstwie Sprawiedliwości), a naczelnika Archiwum
Komisji - historyk, dr Stanisław Biernacki, były sekretarz
egzekutywy POP PZPR ds. ideologicznych w Ministerstwie
Sprawiedliwości.
Nie był to jedyny przypadek "eksportu akt" w wykonaniu kierownictwa
Komisji.
W podobny sposób, przy braku podstawy prawnej, przekazano do
Archiwum Federalnego RFN akta Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy
(tzw. akta RSHA). W czerwcu 1997 r. cała Polska mogła oglądać
uroczystość przekazania tych dokumentów stronie niemieckiej.
Ceremonia odbyła się w świetle jupiterów, w obecności szefostwa
Komisji i dyrekcji Archiwów Państwowych. Według naszych informacji,
z inicjatywą przekazania wystąpił szef Głównej Komisji Badania
Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, dr Ryszard Walczak, za zgodą
doc. dr hab. Darii Nałęcz, naczelnej dyrektor Archiwów Państwowych
(żony byłego wicemarszałka Sejmu z Unii Pracy). Akta te, powstałe na
terenie Niemiec, zabezpieczyła po wojnie i dostarczyła do kraju (do
Ministerstwa Bezpieczeństwa Wewnętrznego) Polska Misja Wojskowa w
Berlinie. Część z nich MBP przekazało władzom NRD, reszta trafiła w
latach 80. do archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu (GKBZpNP). Już w 1994 r. 11 teczek akt Urzędu
Bezpieczeństwa Rzeszy przekazano do Niemiec, w 1997 r. - całą
resztę. Pod porozumieniem ze stroną niemiecką widnieją podpisy
Walczaka i Biernackiego.
Dziś akta te spoczywają w archiwum w Koblencji. W zamian strona
Polska otrzymała materiały rządu Generalnej Guberni - jak twierdzą
historycy, bez większej wartości. Co więcej - GKBZpNP nie otrzymała
od strony niemieckiej obiecanych mikrofilmów, na których miała się
znaleźć całość przekazanych akt RSHA.
- Tak swobodne dysponowanie archiwami jest sprzeczne z polskim
prawem - twierdzi nasz informator, pracownik archiwum IPN -
mianowicie łamie art. 14 ust. 3 ustawy o narodowym zasobie
archiwalnym i archiwach (DzU 1983 nr 38, poz. 173).
Wspomniana Komisja ds. archiwów ustaliła, że według stanu z kwietnia
1998 r. w Archiwum Głównej Komisji brakowało 3316 jednostek
archiwalnych i jednocześnie... istniała nadwyżka 5688 jednostek
archiwalnych. Ten zaskakujący wynik spowodowany był tym, że w
zasobach panował ogólny bałagan, mieszano akta przy wysyłce do
Niemiec, kopiom zaś nadawano nowe sygnatury. Chociaż ustalenia
komisji powinny zaalarmować kierownictwo i zmobilizować je do
wyjaśnienia sprawy, nic takiego nie nastąpiło. W 1999 r. o ubytkach
w aktach została powiadomiona minister sprawiedliwości Hanna
Suchocka. W odpowiedzi zasugerowała, aby sprawę skierować do
prokuratury. Nic takiego nie nastąpiło. Powołanie IPN również nie
stało się przełomem - pierwszy prezes IPN prof. Leon Kieres wykazał
całkowitą bierność. Jak dotąd żadne gremium IPN nie podjęło się
doprowadzenia sprawy do końca, tj. zbadania podstaw prawnych wydania
za granicę wystawy o Powstaniu Warszawskim oraz akt Urzędu
Bezpieczeństwa III Rzeszy.
Z pytaniami o okoliczności i powody przekazania tak istotnych
materiałów dokumentujących niemieckie zbrodnie zwróciliśmy się do
byłego szefa komisji Ryszarda Walczaka. Na odpowiedź czekamy.
Małgorzata Goss




Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl