Pierwszy sejm

Widzisz odpowiedzi znalezione dla zapytania: Pierwszy sejm





Temat: === PATOLOGICZNA USTAWA szkolnictwo wyższe===


tekst Haralda cd.


Problemów z tymi uniwersytetami było mnóstwo, zapotrzebowanie społeczne na
naucznych komunistów rosło wraz z rozwojem Kraju Sprawiedliwości Społecznej i
wszystko rozwijało się szczęśliwie aż do wyzwolenia przez Związek Radziecki
krajów Europy środkowo-wschodniej i części krajów niemieckojęzycznych. Za
idącymi na Berlin wojskami radzieckimi i w cieniu ich bagnetów, wchodziło w te
kraje nowe. Zapatrzeni w czerwoną gwiazdę wolności (jak kto nie chciał patrzeć
to jechał na Sybir, albo brał w mordę i od razu patrzył) robotnicy i chłopi
Europy środkowo-wschodniej zakrzyknęli jednym głosem "chcemy szkół, które
wykształcą nam kadrę na kształt i podobieństwo radzieckich towarzyszy". I stało
się. Wielki językoznawca skierował do tych krajów rzesze "inteligentnych
inaczej" absolwentów partyjnych, milicyjnych i wojskowych uczelni Kraju Rad.
Szczególną opieką otoczył Polskę i wyzwoloną część Niemiec. Wiadomo, ojczyzna
Marksa i Engelsa nie mogła być pozbawiona odległych wprawdzie w czasie,
przestrzeni i intelekcie owoców przewidzianej przez tych panów rewolucji. Co do
Polski, to złośliwcy przebąkują o niejakim Przewalskim, ale my to między bajki
kładziemy. Wierzymy, że wielki Józef chciał po prostu oddać hołd krajowi, który
wydał tak znamienitych internacjonałów jak na przykład Feluś Dzierżyński.

Tak czy siak, w Polsce również powstały "uniwersytety inaczej" i "inteligentni
inaczej" studenci mieli już gdzie studiować. Uczelnie te przeżywały jednak
pewne problemy. Przez długi czas funkcjonowały na zasadzie rozmaitych kursów,
często przy komitetach powiatowych czy wojewódzkich. Okazało się jednak
wkrótce, że zapotrzebowanie społeczne na ten typ kształcenia znacznie przerasta
możliwości. Powstały więc tzw. Wieczorowe Uniwersytety Marksizmu-Leninizmu w
skrócie WUML, do których zarówno młodzież jak i bardzo już nawet dorośli
obywatele Polski Ludowej walili drzwiami i oknami. Aby ten pęd do tej wiedzy
zahamować, wprowadzono szybko specjalne urlopy dla studiujących. W zależności
od kierunków studiów było to od dwóch tygodni do miesiąca wolnego na
przygotowanie się do trudnych egzaminów (egzaminator mógł np. spytać jakie
miasto jest stolicą Polski).

Okazało się jednak, że nawet takie utrudnienia pokonuje ogromna rzesza
przodowników pracy, pracowników rozmaitych instytucji, czy służb publicznych.
Rychło powstał więc pomysł, by dla elity stworzyć pełnoprawne uczelnie, które
kształciłyby na poziomie godnym przedstawicieli przewodniej siły narodu.
Powołano więc do życia Wyższą Szkołę Nauk Społecznych przy KC PZPR, która
kształciła kadry nie tylko dla Przewodniczki, lecz również dla wielu dziedzin
gospodarki i służb publicznych, np. wojska i milicji. Oparta na wzorach
radzieckich, rozwijała się równie jak one dynamicznie. W latach
siedemdziesiątych, ambitny towarzysz Edward na żądanie klasy robotniczej
powołał do życia Śląski oddział nowej Alma Mater, a nieco później przemianowano
warszawską WSNS na Akademię Nauk Społecznych.

Była to uczelnia "całą gębą". Kształciła na wszystkich poziomach i nadawała
wszystkie możliwe stopnie naukowe. Miała również magiczną moc przyciągania.
Przyciągała mianowicie naukowców z wielu różnych ośrodków, gdzie np. do
otrzymania habilitacji wymagali tzw. dorobku, a obron prac doktorskich czy
magisterskich nie chcieli utajniać nawet bardzo zasłużonym aktywistom. To
właśnie takie szykany rzucane pod nogi dynamicznym polonistom, pedagogom, a
głównie historykom i politologom zniechęciły ich do pracy w mających niekiedy
prawicowo burżuazyjne odchylenia uniwersytetach (rozmaite krzywe koła, KORy,
itp.) i skierowały na jedynie słuszną drogę kariery naukowej w ANS-ie.

W ten oto sposób ANS rósł w siłę, a jego kadra żyła dostatniej. Na początku lat
dziewięćdziesiątych, zawistni o międzynarodową sławę ANS-u, nie rozumiejący
prawdziwej nauki ludzie, uwzięli się i ANS rozwiązali. Były nawet bezczelne
propozycje, aby zweryfikować wartość naukową uzyskanych w tej przodującej
uczelni stopni naukowych. Na szczęście czujni posłowie pierwszego sejmu III RP
zniszczyli te głupie pomysły w zarodku.

Po ANS-ie pozostało jednak wielu światłych ludzi. Jej absolwentów spotkać dziś
można na różnych poziomach i stanowiskach administracji i gospodarki. Wielu
jest w całkowicie polskim sektorze bankowym, wielu też okazało się być
Wallenrodami i piastuje obecnie znaczące stanowiska w organizacjach społecznych
czy politycznych. Po likwidacji ANS powstał jednak problem ludzi, których
osierociła; zasłużonych niekiedy profesorów, docentów, a nawet, z
przeproszeniem, doktorów. Okazało się jednak szybko, że tę wysoko kwalifikowaną
kadrę zagospodarować można w trochę wprawdzie gorszych niż ANS, ale zupełnie
wówczas dobrze funkcjonujących uczelniach państwowych. Wszak uznano, iż
habilitacja czy doktorat mają tę samą wartość niezależnie od tego gdzie zostały
uzyskane. Ponieważ do otworzenia kierunku, na przykład tak modnego wówczas
zarządzania i marketingu czy politologii, potrzeba tylko stosownej liczby
profesorów, więc biedujące na ogół, w przeciwieństwie do ANS-u, uczelnie
publiczne zaczęły masowo zatrudniać pracowników byłej ANS. Okazało się też
natychmiast, że reprezentowane przez nich kierunki, to te właśnie najbardziej
potrzebne w zarządzaniu, a uczeni z ANS-u mają wiedzę tak szeroką i są tak
elastyczni, że prowadzić mogą każdy właściwie przedmiot. Jakby chcieli, to
mogliby pewnie uczyć i fizyki, ale nie było na to społecznego zapotrzebowania.


Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu



Temat: walka kleru z niezależnym polskim ruchem ludowym
walka kleru z niezależnym polskim ruchem ludowym
Radykalny ruch chłopski narodził się w wieku XIX – w ogniu walk i
powstań niepodległościowych, w łunach Wiosny Ludów i w atmosferze
siły rozwijających się organizacji pracowniczych. Domagał się przede
wszystkim społecznego i politycznego równouprawnienia chłopów, ale
nieobce były mu również hasła narodowowyzwoleńcze. Napawał on
biskupów i księży strachem, groził bowiem utratą przez kler wpływów
politycznych i przywilejów. Zaborcy uważali – nie bez racji – że
duchowni katolicy mają wśród polskiego chłopstwa największy posłuch.
Dlatego też wszelkie organizacyjne formy tworzących się u schyłku
XIX wieku chłopskich ruchów politycznych, wysuwających hasła
radykalizmu i postępowości, biskupi polscy usiłowali za wszelką cenę
zniweczyć i rozbić. Chłopskich działaczy politycznych, tylko
dlatego, że nie dawali się za nos wodzić proboszczom i ukazywali
chłopom perspektywy na lepsze życie, publicznie napiętnowali, a na
księży, którzy przyłączyli się do ludowców, rzucali klątwę.Ruch
ludowy, zapoczątkowany w Galicji przez wyklętego w 1897 r. ks.
Stanisława Stojałowskiego oraz Bolesława Wysłoucha i jego żonę
Marię, szybko rozprzestrzenił się na pozostałe ziemie polskie. W
zaborze rosyjskim skupiał się on najpierw wokół pisma „Zorza” (1887–
1906), a następnie tygodnika „Zaranie” (1907–1915), redagowanego
przez Maksymiliana Malinowskiego, stąd też ruch ten nazywany był
często „zaraniarskim”. Nakład „Zarania” dochodził do 8 tys.
egzemplarzy. Ukazywały się także dodatki do pisma, między innymi dla
młodzieży „Świt – młodzi idą” (1911–1914) oraz dla rodziców i
nauczycieli – „Sprawy szkolne” (1912–1914). Pismo to, przeznaczone
dla chłopów, dążyło do emancypacji ludu wiejskiego spod wpływów
ziemiaństwa i kleru. Budziło świadomość narodową chłopów i starało
się o pozyskanie ich dla idei niepodległości Polski. Propagowało
rozwój oświaty na wsi, zamieszczało liczne artykuły z zakresu wiedzy
rolniczej. Głosiło idee spółdzielczości, popierało różne formy
zrzeszeń gospodarczych i społeczno-kulturalnych. Z „Zaraniem”
współpracowali wybitni działacze ludowi: Jakub Bojko, Irena
Kosmowska, Tomasz Nocznicki, pisarze (między innymi Maria Dąbrowska)
oraz liczni korespondenci terenowi z kraju i zagranicy. W 1915 r.
władze carskie dokonały licznych aresztowań „zaraniarzy” i wydały
decyzje o likwidacji pisma. Walkę z tym ruchem prowadził także kler
przy pomocy takich samych metod, jak z ludowcami w Galicji.
Piętnował z ambon abonentów „Zarania”, odmawiał chłopom zaraniarzom
posług religijnych, najsoczystsze zaś obelgi kierowane były pod
adresem zespołu redakcyjnego. W 1911 r. biskup włocławski
Zdzitowiecki wydał przeciwko „zaraniarzom” list pasterski, w którym
zarzucał im, że „obrzucają błotem oszczerstw instytucje kościelne,
kapłanów katolickich, podburzają przeciw nim opinię, a robią to
wszystko przebiegle, aby i samą wiarę zabić, wyrwać z serc ludu”. W
odpowiedzi 29 „zaraniarzy” z Kaliskiego wystosowało „List otwarty do
J. E. ks. biskupa diecezji kujawsko-kaliskiej, ks. St. K.
Zdzitowieckiego”, w którym wytknęli duchowieństwu, iż opanowała je
pycha, zazdrość, wyzysk i władza rubla. Biskupowi Zdzitowieckiemu
sekundował w walce z ruchem ludowym biskup kielecki Łosiński.
Pierwsze organizacje chłopskie w Królestwie Polskim, w
przeciwieństwie do ruchu „zaraniarzy”, działały poza Związkiem
Ludowym, nielegalnie. Tak było z powstałym w 1912 roku Narodowym
Związkiem Chłopskim oraz działającym w latach 1912–1915 Związkiem
Chłopskim. Organizacje te działały ku niezadowoleniu kleru, by w
1915 r. utworzyć Polskie Stronnictwo Ludowe (w Galicji PSL powstał
wcześniej), które w 1918 r. przyjęło nazwę PSL Wyzwolenie. Tak więc
korzenie PSL-u są wybitnie antyklerykalne!W zaborze pruskim kler był
bardziej uspołeczniony niż na innych ziemiach polskich. A jednak
nawet taki działacz klerykalny, jakim był Wojcich Korfanty,
doświadczył na sobie „cięgów pastorału biskupiego”. Gdy Korfanty
żenił się, kler górnośląski – na rozkaz biskupa wrocławskiego –
odmówił mu błogosławieństwa kościelnego, tak że musiał się on przed
pastorałem wrocławskiego satrapy schronić u proboszcza krakowskiego
kościoła Mariackiego. Ten zaś, ognorując „cenzurę” sąsiedniego
biskupa, ślub Korfantego pobłogosławił.Najbardziej jednak złowrogi
wobec chłopów i robotników był episkopat galicyjski. Biskupi
galicyjscy – Bilczewski, Pelczar, Sapieha, Teodorowicz i Wałęga –
kiedy tylko dowiedzieli się o kompromisie stronnictw galicyjskich,
umożliwiającym rozszerzenie sejmowego prawa wyborczego dla chłopów i
robotników, w specjalnym liście pasterskim zaraz porozumienie to
rozbili. Obawiali się, że dzięki nowemu prawu wyborczemu do sejmu
wejdą w większej liczbie ludowcy i socjaliści. Punkt zwrotny w
dziejach ruchu ludowego w Galicji stanowił rok 1913. Wtedy to doszło
do rozłamu w Polskim Stronnictwie Ludowym, w wyniku którego powstał
PSL Piast. Stronnictwo to zwalczał z wielką zawziętością biskup
tarnowski Wałęga, zarzucając mu brak szacunku dla katolicyzmu. Próby
mediacji z księdzem biskupem bezskutecznie podejmował się hrabia
Łubieński, prezydent Krakowa Kruczkiewicz, a także hrabia i poseł
Mikołaj Rey. Poseł Rey w swej broszurze pt. „Założenie Piasta”
pisał: „Ksiądz biskup (...) żądał oprócz ustnych przeprosin,
pisemnego w »Piaście« wyrzeczenia się całej przeszłości politycznej
i uniżonego hołdu, tak, jakby to było w czasach Grzegorza VII, gdy
cesarz Henryk IV we włosiennicy ze sznurem na szyi poszedł do
Kanossy”.Walki polityczne uciszyły się, gdy w 1914 r. zagrzmiały
armaty, a diecezja biskupa Wałęgi stała się areną wojny państw
centralnych z Rosją. Monarchia Austro-Węgierska skonała, a z nią
skończyło się klerykalno-stańczykowskie panowanie w Galicji. Ale
biskup Wałęga z wrogiej „piastowcom” polityki nie zrezygnował.
Kontynuował ją nawet po I wojnie światowej, wprowadzając swoją
klerykalną partię do pierwszego sejmu niepodległej Polski.
ARTUR CECUŁA Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl



  • Strona 3 z 3 • Zostało wyszukane 84 wypowiedzi • 1, 2, 3