Widzisz odpowiedzi znalezione dla zapytania: pieski rasy
Temat: CHCIAŁABYM oszczenić sunię
trawka2 napisała:
> Tak sobie czytam i czytam i nie rozumiem za bardzo dlaczego Bell_a spotkała
> się z aż takim potępieniem?! Rozumiem o co Wam wszystkim chodzi, ale nie
widzę
> związku jednego z drugim.
Pani trawko2, chodzi o to zeby nie rozmnazac suni, bo
1. Jak zapewne Pani czytala, sunia byla zestresowana kiedy mialo dojsc do
zblizenia i z powodu tego stresu nic nie wyszlo. Wiec po co sunie niepotrzebnie
stresowac.
2. Argument Pani Bell_i ze chce miez szczeniaki bo nigdy nie miala jak dla mnie
jest egoistycznym podejsciem nie sluzacym dobru suni( stres)
3. Pieski nie mialyby rodowodu, a co za tym idzie nie bylyby pieskami rasowymi,
a takich w schroniskach jest mnostwo.
4. Owszem byli chetni na szczeniaki, ale mogloby sie zdarzyc, ze kiedy
przyszloby do odbioru szczeniakow, nagle ulotniliby sie jak kamfora.
Pani Bell_a nie miala gwarancji, ze pieski trafilyby w dobre rece, tylko w to
wierzyla, a to troche malo.
5. Nawet jakby pieski trafily do jakis domow, to nie ma pewnosci czy nie
podzielilyby losu psow w schroniskach albo tych pozostawionych przy drzewach.
6. Przypadek z dnia dzisiejszego: Owczarek niemiecki majacy na szyi drut
wrzynajacy sie w szyje przywiazany na przystanku autobusowym. Psiak, ktory byl
kiedys mala sliczna kulka jak stal sie dojrzalym osobnikiem nagle sie komus
znudzil. Taki los moglby rowniez spotkac te szczeniaki.
Dlatego jestem przeciwna rozmnazaniu tej suczki, aby jej szczenieta uniknely
takiego losu i to jest moim celem.
> Co do wystaw psów rasowych itd, to uważam, że jest wiele nieścisłości w tej
> sprawie. Mam pieska rasy Shih-Tzu i też jeździliśmy z nim kiedyś na wystawy.
> Wiem trochę jak to wszystko wygląda. To, co pies zdobędzie zależy w dużym
> stopniu od znajomości i nie oszukujmy się, bo nawet z niezbyt ciekawego
> (mówiąc językiem hodowców) psa można zrobić Championa... a stres jaki te
> zwierzęta przeżywają jest ogromny. I nie mówcie mi, że hodowcy kochają
> zwierzęta, bo jest to nie prawdą, może są wyjątki, ale ja mówię tu o ogóle!
> Żeby móc określić, jakim człowiekiem jest prawdziwy hodowca to trzeba go
> poznać, porozmawiać, poobserwować, a potem osądzać... nie można powiedzieć,
> kto, jaki jest poprzez znajomość w internecie!
Ja prosze Pani znam hodowcow pasjonatow osobiscie.
Rowniez widzialam psy w klatkach podczas wystawy, ktore tkwily tam caly dzien.
Byl rowniez przypadek w tym roku hodowcy ON-ow, ktory pozostawil w samochodzie
swoje psy w czasie upalu, ktore umarly w strasznych meczarniach.
Sa "hodowcy" ktorzy mysla tylko o kasie majac gdzies dobro swoich zwierzat.
Rozmnazaja swoje suki 2 razy do roku raz sprzedajac z papierami a drugi raz bez
papierow.
Zwiazek kynologiczny jest przesiakniety korupcja jak wiekszosc instytucji w
naszym kraju.
I to jest bardzo przykre.
Okrucienstwo ludzkie nie ma granic i trzeba sie temu przeciwstawic.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
Witam,
w ostatnią wigilię postanowiłam być łaskawa dla mojej znielubianej
świekry i wyraziłam zgodę na spendzenie w/w wigilli u teściów.
Przyszliśmy z mężem punktualnie na 16.00, jak było umówine. Na
miejscu okazało się, że czekamy jeszcze na ich starszego 35 letniego
cycka, który ma przyjechać ze swoją dziewczyną. Dodam, iż starszy
cyc wciąż mieszka z rodzicami i mimo, iż pracuje, to wciąż teście
pokrywają wszytkie koszty jego bytowania.
No więc czekamy, dobre pół godziny. O, wreszcie są. Okazało się, że
wraz ze sobą przytargali pieska rasy bernardyn, już chyba 8 letniego
(nabyty został jeszcze za czasów poprzedniej laski starszego cyca i
podobno jakieś dwa lata temu siłą jej odebrany, no i umieszczony w
mieszkaniu nowej dziewczyny - oj długa historia).
Cała uroczystość odbywała sie w niewielkim pokoiku, zameblowanym, a
na dodatek zawalonym wielkim świątecznym stołem - miejsca było tyle
co miedzy ławkami w kościele. 6 dorosłych osób i wielka śliniąca się
świnia, która nie omieszkała strącić czegoś tam ogonem i z
rozdziawioną ziejącą gębą, umieściła się wygodnie w fotelu teścia.
Tyle czekaliśmy na tych ekstra gości, a oni zaledwie poczęstowali
się barszczem, laska cyca mówiła, że nie głodna, bo już jadła?,
paźniej, że nie może, bo miała zęba rwanego, na koniec, że ją boli
głowa (czy dupa), posiedzieli nic się nie odzywając, jak zwykle
(para nastolatków - cyc 35 lat, laska 30 lat)- i po 1,5 godziny
wyszli. Najwięcej to rozgadani byli o tym jakie to ich świnia
potrafi sztuczki, jaka jest zestresowana wśród tylu obcych ludzi,
jaka biedna, jak jej gorąco.
Szkoda, że nikt nie pomyślał jak my się czuliśmy postawieni w takiej
sytuacji. Teściów mi nie szkoda, bo nie zachowali się adekwatnie,
świekra miała przylepiony uśmiech i wtórowała jaki to świnia ma
świecący włos i tralalala. Teściu był wyraźnie przestraszony, o czym
poinformował starego cyca, ale nie wyprosił swini z pokoju. Nie
omieszkał wspominać o ślubie (ulubiony temat laski cyca, w
przeciwieństwie do cyca i świekry - przeca jednego syna już jej
jakaś obca odebrała).
Na następny dzień zaprosiliśmy teściów do siebie, no i mąż pyta ich
o ten cyrk z psem. Myślałam, że padnę. Teściu stwierdził, że jak
zaprasza gości, to nie może ich w żaden sposób blokować; że skoro
cyc miał życzenie przyjść z psem, to trudno. Tylko, że cyc to żaden
gość, bo przecież on tam z nimi mieszka, a poza tym co z tymi
goścmi, którzy zostali wrobieni w przymusowe towarzystwo psa (chyba
konia), czyli z nami. Ja nie mogłam tak tego przemilcześ i
oświadczyłam, że szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym, bo byśmy nie
przyszli; na co teść, że on nikogo nie zmusza, a ja, że właśnie my
zostaliśmy zmuszeni do towarzystwa konia. Świekra z głupim
uśmiechem, że cyc lubi psy i chciał się pochwalić, ja na to, że mógł
się pochwalić w inny dzień. Ludzie! ten koń ma już 8 lat i cyc
musiał koniecznie chwalić się nim w wigilię. Ja rozumiem pochwalić
się awansem, podwyżką, jakimś życiowym osiągnięciem, ale starym,
śmierdzącym pchlarzem? Na koniec teść stwierdził, że jest zadowolony
z młodszego syna i synowej, a starszy, no trudno nie chce sie
ożenić; na co świekra: 'trzeba brać jak jest', i teściu powtórzył te
słowa: 'trzeba brać jak jest'.
No i jak tu rozmawiać z takimi ludzmi? Starego cyca utrzymują,
tolerują wszystkie zagrywki. Jego pies ostatnio naszczał na dywan w
domku teściów poza miastem; zrobił dwie ogromne plamy, a teściowa
tłumaczyła nam, że pewnie go kąpał - bernardyna kąpał w
kilkunastometrowej izbie i pewnie w misce :D Cyc zać tak sprytnie
robi grilla, że opalił dość znacznie liście jakiejś tam roślinki,
ale teściu nie stwierdził, że cyc ma lewe rączki, tylko, że nie
wolno w tym miejscu grilla robić, bo się liście opalają - jak do tej
pory tyle razy tam robiliśmy i nic. Ale cóż.
Za to jak coś trzeba zrobić, to mój mąż, raz jak byliśmy u nich, to:
zegarek, terma, pralka. No, ale się rozgadałam.
Pozdrawiam :)
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Ekranizacje
Romans wszechczasów:
Bohaterka zostaje zaangażowana przez wywiad (kontrwywiad, CBŚ, ABW -
niepotrzebne skreślić) do zastępowania pani Maciejakowej. Romana naturalnie
zastępuje agent/agentka??? tej drugiej strony. Dobrze by było, gdyby bohaterka
miała jakiś powód do prywatnej zemsty: ktoś tam kiedyś zabił jej pieska rasy
York tudzież w dzieciństwie odmówiono jej pierwszoplanowej roli w jasełkach.
Przygotowania do zastępstwa trwają minimum pół roku (w filmie skrócone do
sekwencji kilkuminutowej z odpowiednim podkładem muzycznym) i obejmują naukę
wschodnich sztuk walki (możliwie wszystkich), latanie z gnatem, oswajanie
dzikich zwierząt, język arabski oraz rozwijanie ogólnej sprawności fizycznej
plus co tam sobie kto wymyśli. Akcja następnie pozwala co chwila świeżo zdobyte
umiejętności wykorzystać w: pościgach samochodem marki Volvo po warszawskich
ulicach, lataniu awionetką, albo nawet i Jumbo jetem, a co jej będziemy
żałować?, wizycie w cyrku w klatce z tygrysem (nie szkodzi, że to akurat z
innej książki), wizytach w podejrzanych klubach i ogólnym mordobiciu (za jednym
zamachem bohaterka powinna położyć przynajmniej siedmiu przeciwników - wskazane
również wplątanie w akcji kilku sekwencji ze szpadą - dosyć widowiskowe). W
paczce dla Kacyka (wysłannikiem jest młody szalenie przystojny pan ubrany
wyąłcznie na czarno w czarnym samochodzie i ciemnych okularach) znajduje się
bomba, która miała zostać podłożona pod PKiN a którą nasza bohaterka dzielnie i
bez mrugnięcia okiem rozbraja (w ostatniej minucie przecina właściwy kabelek).
Kacyk oczywiście jest ukrytym na terenie Polski amerykańskim (?) terrorystą.
Spacery na skwerku zostają zastąpione codziennymi wizytami w fitness clubie,
gdzie bohaterka poznaje Marię, oszałamiającą blondynkę, pochodzenia żydowskiego
z którą nawiązuje romans wszechczasów (poprawność polityczna). Szybko okazuje
się jednak, że Maria nie jest tą, za którą się podaje. Pod przykrywką
dziennikarki ukrywa działalność dla Mosadu. Przy okazji jest również córką tego
gościa, który próbował na pontonie uciec do Szwecji. Ponton naturalnie
zastępujemy tutaj ślizgaczem, jachtem, nartami wodnymi itp. Skarb barona von
Dupersztangla stanowią niezwykle cenne poniemieckie mikrofilmy, których
odzyskaniem zainteresowany jest cały świat zachodni i pół wschodniego i które
mają posłużyć do szantażowania prominentnego polityka odpowiedzialnego za
decyzję o globalnym znaczeniu dla pokoju na świecie. Finał oczywiście aż skrzy
od fajerwerków, w ostatniej chwili bohaterka ratuje swoją kochankę od
niechybnej aczkolwiek niezwykle wyrafinowanej śmierci. W ostatniej scenie Maria
dla miłości swego życia porzuca fatalną działalność, wyrzeka się ojca i obie
panie odchodzą w stronę zachodzącego słońca. Acha maksymalny wiek bohaterek: 25
lat i jak przystało na poważne dzieło zero humoru! Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Coreczka Atosa dla Dany
Mieliśmy z Kevinem kota Tiger-Joe, czyli Tygrysa-Józka, syna Killera-Joe. Tygrys
był dość wredny i bojowy, bo go Kevin wypuszczał na dwór, a on wyżerał kotom i
psom żarcie, więc musiałem go oswajać jak dziką bestię, kiedy zamieszkaliśmy
razem. Mój B-że, to było w Waszyngtonie 13 lat temu! Tygrys umarł na raka mózgu
już po rozwodzie. Nie ma ani Tygrysa na świecie, ani Kevina w moim życiu, ech,
szlag by to... To właśnie Kevin, kiedy byliśmy w Polsce i ucapiłem się swego
żydostwa, radził mi na spotkaniu z Kissingerem rzucić mu się na szyję i zawołać
"Daddy!" Ponieważ opowiedziałem to kolegom-dziennikarzom, było nam bardzo
wesoło, ku wielkiemu zdziwieniu Kissingera, który - przecież go znacie! -
c-i-ą-g-n-ą-ł m-o-n-o-to-n-n-i-e o B-l-i-s-k-i-m W-s-ch-o-d-z-i-e...
Gdy go ktoś zapytał, czy Stany Zjednoczone chcą być znów OJCEM pokoju na
Bliskim Wschodzie, dostałem takiej głupawki, że ryknąłem śmiechem, kiedy już
zaczął odpowiadać na pytanie. "Przepraszam - on na to - czy powiedziałem coś
zabawnego? "Ależ skąd, panie ministrze, to tylko i wyłącznie moja wina."
Myślicie, że koniec? Jakiś inny radiowiec zaczął mnie łaskotać i uspokoił się
dopiero wtedy, kiedy dałem mu mikrofonem po łbie. Leciutko, bo był ładny :)))
a mój obecny kundel (American breed) dostał kiedyś I nagrodę za najbardziej
tajemnicze pochodzenie na dzielnicowym pokazie psów. Był wtedy u mnie bodajże
miesiąc dopiero i ilekroć brałem go ze sobą na kawę, gdy tylko oddaliłem się na
moment, ciągnął za sobą ciężki stalowy stolik przez całą kawiarnię i gonił mnie
tak nie zważając na starców ani na dzieci, a wełaścicielka biregła za nim z
plasterkiem szynki, krzycząc "Stój, Elliot! Stój" Masz tu szyneczkę!" Olewał ją
równo i zaczepiając stolikiem o przewody wyłączał wszystkim studentom laptopy.
Nikt się nie pogniewał; przeciwnie, każdy pchał mu do pyska jakiś przysmak.Raz
chciał zapolować na konia policjanta jadącego wierzchem (opolicjant na koniu,
nie na odwrót), bo dopiero co wypłoszył z krzaków pod kościołem sarenkę i był w
nastroju do polowania. Mieszkałem w DC tuż obok wielkiego parku, gdzie hasały
sobie dzikie zwierzątka.Co to ma wspólnego z Izraelem, nie wiem, ale mi się tak
zaczęło od Kissingera...
dana33 napisała:
> pisalam juz wam, ze mielismy tez pieska.... rasy tate i mame
> nieznani, albo inaczej zwana rasa kanaanenska... wabil sie slicznie
> "bandit" z niemiecka, czyli bandyta po polsku....
> najwiekszy ubaw byl, jak z zarzadu miejskiego rok rocznie
> przychodzilo przypomnienie, ze trzeba go szczepic, zaadresowane
> ladnie: bandyta rothschild, ulica..... :)))))
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Cavalier King Charles Spaniel???
Witaj! Mam pieska rasy Cavalier King Charles Spaniel i muszę Ci powiedzieć że
jest to najcudowniejsza rasa na świecie! Kupiłam tego pieska kiedy mój synek
ukończył 3 latka, uważam że to był dobry moment, bo dziecku można niby już coś
wytłumaczyć (piszę niby, bo dziecko niestety miewa czasem skłonności do
duszenia pieska i tulenia "na śmierć"), ja mam wiecej czasu aby zająć się
pieskiem a dziecko może już sie z pieskiem wspaniale bawić np rzucając aport w
krzaki a piesek tego aportu szuka. A ile się razem nabiegają po ogrodzie :)
Świetna sprawa!
Co mogę powiedzieć o rasie: nie znam drugiej takiej równie cierpliwej do dzieci
a jednocześnie żywiołowej rasy. Piesek jest wyjątkowo odporny na stresy, nie
reaguje agresją nawet kiedy dziecko sprawia mu ból. Jego sposobem na obronę
jest conajwyżej próba wyrwania się z uścisku. Piesek jest przekochany,
przesłodki i prześliczny. Można go kochać już za samo spojrzenie.
Bardzo szybko się uczy, wspaniale aportuje, jest bardzo żywiołowy, ale tylko w
ogrodzie. Wówczas biega szczęśliwy i niestrudzony za motylkami, ptaszkami albo
aportem. Natomiast w domu jest to tak spokojny pies, że często nie wiemy że
mamy psa. Śpi znami w sypialni, obok łóżka (do łóżka go nie wpuszczamy i lepiej
mu od początku na to nie pozwalać). Jednym w plusów posiadania takiego pieska
Cavalierka jest to, że to bardzo czuły piesek i chyba ma jakiś instynkt
niesamowity (piąty zmysł?). Kiedy synek był chory i w nocy dostał 40 stopni
gorączki (ja wtedy spałam) to własnie piesek mnie obudził i zwrócił uwagę na
to, że dzieje się coś niedobrego. Obudził mnie w ten sposób, że oparł się
łapkami o łóżko i zaczął mnie lizać po głowie. Innym razem, kiedy musiałam
synka zostawić z babcią i wyjechać wieczorem, to cały czas asystował przy
śpiącym synku i nie odstępował na krok. Tak jakby go pilnował. Jest to piesek,
który potrafi pilnować, stróżować (kiedy trzeba zaszczeka na obcego), ale NIGDY
nie ugryzie ani nawet nie zawarknie. Znam sporo uroczych, ozdobnch ras do
towarzystwa, ale jak słyszę opowieści np o Lhasa Apso, to niestety zdarzało
się, że ten piesek ugryzł dziecko (uzasadniano to, że w samoobronie) albo
warczał na swojego pana, kiedy ten chciał usiąść na fotelu, bo to przecież
fotel psa! Cavalier nigdy tego nie zrobi...To jest pies którego nie można nie
kochać. A jest przy tym bardzo pojetny.
Jedna tylko uwaga, która dotyczy każdego pieska niezaleznie od rasy: szczeniaki
mają zwyczaj bawić się podgryzając lekko (ale czasami boleśnie) dłonie
właściciela. Cavalierka wystarczy lekko skarcić, zrobić groźnią minę i będzie
wiedział, ze taka zabawa nie musi się ludziom podobać.
Na początku oraz w okresie dorastania psa, trzeba się przyłożyc do jego
wychowania i piesek musi wiedzieć, że nie wolno skakac na ludzi. Mojemu
cavalierkowi już się czasami udało przewrócić synka, a synek nie jest już taki
mały i nieporadny. Nie jest to żadna tragedia, ale warto zawrócic uwagę na ten
element wychowania. Każdy szczeniak a potem podrostek miewa czasem
napady "głupawki" kiedy biega jak szalony nie zwracając uwagi na nic i czasem z
rozpędu wpadnie na dziecko albo zacznie szarpać za skarpetki. Warto chować buty
dziecka do szaf, aby nie stały się ulubionymi gryzakami dla psa. Takie bywają
początki. Mogą byc trudne kiedy dziecko jest bardzo małe a piesek to szalony
szczeniak. Ale wszystko da się przejść i potem jest cudnie. Polecam tą rasę
gorąco. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Strażnicy zostali w samych mundurach
Po przeczytaniu tych wypocin powyżej, doszedłem do wniosku, że napisał je mój
sąsiad, który jest człowiekiem chamskim, ograniczonym i cynicznym. Codziennie
puszczał swojego pieska rasy amstaf (oczywiście bez smyczy)na ulicę, żeby się
wys...ał na trawniczek pod naszymi oknami. Szambo spuszczał na łąkę za domem (bo
podobno ekologicznie), przez co smród nie do wytrzymania utrzymuje się przez
kilka godzin. Śmieci gdzieś wywoził, chyba do lasu na Woli Justowskiej. Przecież
tam nikt nie widzi. Ma już trzy samochody. Ostatni nie mieści mu się w garażu,
więc zostawiał go na chodniku, a mamy tak wąski chodnik, że trzeba potem po
jezdni chodzić. Raz kobietę z dzieckiem potrącił nam tu samochód, bo omijała
właśnie pojazd sąsiada. Powiedział,że jest głupia, skoro włazi pod koła. Kiedyś
prosiłem o pomoc policjantów. A oni powiedzieli, że nie mają czasu, bo podobno
szukają przestępców. Poszedłem na komisariat do dzielnicowego. Zastałem go z na
karmieniu rybek w akwarium. To nie żart. Mają w pokoju akwarium i karmią rybki.
Dzielnicowy powiedział, że zajrzy do sąsiada, jak tylko będzie mógł. Tego dnia
nie mógł, bo widziałem, jak sobie kupował chińskie jedzenie w takim barze na
Łobzowie. Musiało mu zaszkodzić, bo przyjechał do nas dopiero po tygodniu.
Popatrzył, a potem powiedział, że od takich spraw to jest straż miejska, a on to
się za bardzo nie orientuje w przepisach dotyczących szamba, psa sąsiada nie
widział, a samochód jak przeszkadza, to też trzeba na straż miejską dzwonić, bo
policja ma ważniejsze zadania. Nie ujawnił, jakie to zadania, bo podobno objęte
tajemnicą. Potem wsiadł do takiego dużego radiowozu (chyba fiat ducato), a w
środku drzemało jeszcze ze trzech takich policjantów podobnych do mojego
dzielnicowego. Pojechali do końca ulicy. Zatrzymali się przy sklepie. Coś tam
sobie kupili, a następnie zniknęli za skrzyżowaniem. 2 godziny później natknąłem
się na ten radiowóz zaparkowany w zaułku obok parku. Panowie policjanci sobie
siedzieli wewnątrz. Pewnie prowadzili zakamuflowaną obserwację jakiegoś groźnego
przestępcy.
Zadzwoniłem na straż miejską, zgodnie z sugestią dzielnicowego. Za 20 minut był
już u mnie patrol straży. Z tego co się dowiedziałem, strażnicy zrobili kontrolę
u sąsiada i okazało się, że faktycznie szambo wylewa, a śmieci gdzieś wywozi,
albo pali na podwórku. Podczas kontroli robił straszliwą awanturę, krzyczał na
tych strażników i wyzywał wszystkich sąsiadów od sk... synów. Oczywiście żadnego
mandatu nie wziął, tylko w sądzie była sprawa. Nie wiem na pewno, ile dostał
kary, ale podobno 1.500 zł. I kilka dni później odholowali mu ten samochód, co
blokował chodnik. Już teraz go tam nie stawia, tylko wjeżdża za swoją bramę.
I teraz mam pytanie: kto pomoże mi i moim sąsiadom, gdy nie będzie straży
miejskiej? Może autor powyższej opinii? Bo na policję przestałem już liczyć po
ostatnich próbach. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Nocne zwyczaje blokowisk :-/
Nocne zwyczaje blokowisk :-/
Nocne zwyczaje blokowisk
Kiedy zimno, wietrzno i deszczowo – zimą, wiosną i jesienią – po 18-19
blokowiska przypominają pustynie, po której z rzadka przemyka skulony
przechodzień. Kiedy zaś już zrobi się zielono, kiedy dni staną się dłuższe, a
noce gorące, to sytuacja zmienia się diametralnie – na blokowiskach niemalże
tłoczno, a w każdym razie gwarno. Choć może gwarno to nieco za mało
powiedziane, bo bywa przecie tak głośno, jak w centrum sporego miasta w
środku dnia.
Nocne życie kwitnie, a w związku z nim ukształtowały się już nawet pewne
zwyczaje. To znaczy nie tyle same się ukształtowały, ile są produkcją
uczestników tego nocnego życia, którym też parę słów się należy. Jeszcze
kilka lat temu tu i tam można się było natknąć na grupki 16-20latków,
prowadzących pod piwko „nocne rodaków rozmowy”, w których dominował
zwyczajowo używany jako przecinek, partykuła, wykrzyknik i co-tylko-byście-
nie-chcieli powszechnie znany wyraz na „k”, oznaczający kobiety lekkiego
prowadzenia się i takiegoż autoramentu.
Pod nocnymi zaś, których na blokowiskach mrowie, stały zazwyczaj
grupy „wibracyjnych” – znaczy takich, co to już mają dygotkę od liczby wanien
spożytego w życiu alkoholu. Było – w zasadzie – bezpiecznie, o ile oczywiście
ktoś był lokatorem takiego blokowiska, które przecie w porywach liczbą
mieszkańców przegania spore całkiem miasteczka. Dziś grupek jest jakby więcej
i jakby kapkę niższa jest ich średnia wieku, bo to przeważnie gimnazjaliści
czyli 13-16latki. Okupują starannie (czytaj: osłonięte krzakami) wybrane
ławki, betonowe stoły do ping-ponga, place zabaw (o ile takie istnieją) itp.
Zaopatrzeni są w baterie piw, a i „małpka” (ćwiara) się zdarzy.
W okolicy biegają sobie bez smyczy i kagańca pieski ras przeróżnych –
przeważnie pitbulle i amstafy, ewentualnie ich skundlone wersje. Grupki te
charakteryzują się dość dużą symfonicznością, to znaczy, że rozmowy
prowadzone są już nawet nie podniesionym głosem, ale krzykiem. Jedno się nie
zmieniło – nieśmiertelny wyraz na „k”. W przeciwieństwie jednak do
zdecydowanie jednopłciowego charakteru dawniejszych, obecne są dwupłciowe, co
powoduje, że w okolicznych krzakach kwitnie życie płciowe, częstokroć tuż pod
oknami pobliskich bloków i na dodatek pod bacznym okiem wścibskich sąsiadów –
nie zliczę ile razy słyszałem już historyjkę o tym, jak to jeden młodzian
molestował panienkę wprost pod oknami swego sąsiada, który gapił się na akt
ten z niezmiernym zainteresowaniem.
O ile dawniej grupki „piwne” można było nazwać stacjonarnymi, bo
zakotwiczywszy się w jednym miejscu, w nim do białego czasem rana
pozostawała, to obecne należałoby nazwać mobilnymi, bowiem wyczerpawszy zapas
piwa, co dość szybko się dzieje, dostają choroby wędrownej i zaczynają
peregrynacje od jednego nocnego do drugiego, lub na jaką pobliską stację
benzynową, na których przecie spirytualia dostępne są 24 godziny na dobę.
Przemarsze takie odbywają się zazwyczaj przy wtórze dzikich ryków, mających
być kibolskimi zaśpiewami – bez względu na to, czy wędrownicy kibicują
jakiejkolwiek drużynie, czy nie.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Opowieść świateczna
Więcej potraw się u nas nie przygotowuje, bo babcia mówi, że Niemcy takie
niedobre zwyczaje przywieźli, i że kaszanka bez musztardy to istne
bałwochwalstwo. Oczywiście ja musiałem teraz kupić gdzieś musztardy, więc
szybko udałem się do pobliskiego ogromnego niemieckiego sklepu. Mama zazwyczaj
nie kazała mi kupować w tym sklepie, ale dzisiaj się spieszyło, więc zrobiłem
wyjątek. Gdy wróciłem okazało się, że na święta przyjechała cała rodzina razem
ze swoimi milusińskimi, przez co w domu był niezły rwetes i rozgardiasz. Ledwo
otworzyłem drzwi do domu i już miałem na głowie kota cioci Helci, którego
goniła Diana – wilczur wuja Olka.
W pokoju dzieciaki wydzierały się kłócąc, które zdepło chomika, a w łazience
dziadek bił swoją ulubioną Perełkę –pieska rasy ratlerek, który właśnie zrzygał
się na dywan.
Mało tego, w choince trzepotał się Dziubulek – papuga pozostawiona pod naszą
opieką przez sąsiadkę, która wyjeżdżała na święta do Swarzędza i obawiała się,
aby jej ukochany ptaszek nie zamarzł w drodzePodjęliśmy się tego zadania na ten
piękny czas, jakim są święta Bożego Narodzenia. W końcu jest to czas miłości i
pokoju.
Później wuja Olek zaczął się chwalić i pokazywać jaka jego Diana to mądry i
wytresowany pies.
– Diana daj głos – zakomenderował spokojnie wuja, robiąc przy tym władczą pozę
dając innym do zrozumienia, że jest bezsprzecznie znakomitym treserem, a jego
dumna mina w swym wyuzdanym grymasie mówiła, że pies natychmiast wykona jego
polecenie.
Wszyscy zamilkli w bezruchu.
Niestety, jedyną odpowiedzią na rozkaz było pierdniecie mojej kuzynki Irenki,
która nie wytrzymała tego napięcia i wybiegła do ubikacji.
Wuja Olek ze stoickim spokojem zrobił ruch ręką, jak gdyby chciał powstrzymać
nas przed pochopną oceną i prosić o jeszcze jedną szansę dla stremowanego psa.
– Diana daj głos – powtórzył z jednakową pewnością jak poprzednio.
I tym razem jedyną odpowiedzią była cisza.
– D i a n a d a j g ł o s ! - wycedził znacznie już poirytowany
pochyliwszy się głęboko nad psem.
Nic. Znowu cisza.
– DIANA DAJ GŁOS !!! – ryknął czerwony ze złości wuja. Ku osłupieniu wszystkich
pies się delikatnie poruszył i z przyjaznym politowaniem spojrzał prosto w oczy
swego pana nadal nie wydając żadnego odgłosu lecz jak gdyby zapytując, czy się
już nie zmęczył tą zabawą w tresera.
Wuja wściekł się do tego stopnia, że złapał kabel od prodiża i zaczął obkładać
nim swojego wilczura, aż ten z bólu zaczął skomleć i wyć, na co wuja z pełną
dumą i satysfakcją powiedział:
– mądry piesek, mądry.
Reszta rodziny zniecierpliwiona tępotą Diany zgodnie przytaknęła i wszyscy
zaczęli ją głaskać podziwiając jaki to mądry pies.
– A może byś tak nauczył moją perełkę ? – zapytał z prośbą dziadek.
– nie ma sprawy – odpowiedział wuja i zaraz całe mieszkanie napełniło się
skomleniem i ujadaniem obu psów, a także pełnym urazy miałkiem kota, który przy
okazji też skorzystał z nauki.
– Mmmm, jakie te zwierzęta są mądre. Bardzo mądre – powiedział dziadek – a w
ogóle to dzisiaj powinny mówić ludzkim głosem.
Wujowi nie trzeba było dwa razy powtarzać i do samej wieczerzy słychać było jak
je uczy powiedzieć „Wesołych Świąt”. Tymczasem tata z wujem Gabryśkiem obracali
już szóste piwo i mówili, że wódkę schowali ale przed pasterką na pewno wyjmą.
Języki już się im plątały, a wuja Gabryś stwierdził, że papież jeszcze tych
gnojków wykiwa na cacy. Ciocia Helcia tymczasem grzebała po szufladach i
przymierzała pierścionki mamy, wkładając albo wyjmując nerwowo od czasu do
czasu coś z kieszeni. Ciągle nienajedzony dziadek wybiegał co chwile z
dziecięcym piskiem z kuchni, a wybieganiu temu towarzyszyły siarczyste
przekleństwa babci oraz plastikowe kubki, którymi celowała mama. Ja, nie mając
co ze sobą zrobić, bo już i ciemno się zrobiło, zapaliłem znicze na choince i
zacząłem wtórować tacie, który śpiewał: „Niech im gwiazdka pomyślności nigdy
nie zagaśnie”.
Na wrzask dzieciaków, które wbiegły do pokoju i krzyczały: „Pierwsza gwiazdka,
pierwsza gwiazdka”, zaczęto wynosić pierwsze świąteczne potrawy, a tata
otworzył szampana.
Nie zdążyli jeszcze wszyscy zasiąść do stołu, gdy Diana skoczyła na choinkę
gdzie trzepotał się Dziubulek. Wysuszona choinka momentalnie zajęła się ogniem.
Światłość przeogromna wypełniła mieszkanie, że o Matko Boska, jak też pięknie w
chałupie się zrobiło. Płonące waciki zaczęły latać po mieszkaniu, aż się
zatliły włosy na cioci głowie, a potem tylko dym, dym i dym.
Wuja Gabryś na szczęście nie stracił głowy w tej katastroficznej sytuacji i
szybko skoczył do skrytki, wyciągnął flaszki z wódką po czym wybiegł z domu.
Od całkowitej tragedii uratowała nas babcia chlusnąwszy pomidorówką na źródło
ognia, tak że tylko zasyczało i kłęby pary wypełniły dom. Niewiele myśląc
zabraliśmy
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: do doświadczonych- dylematy przed zakupem psiaka
no i wcięło mi część tekstu!
Masz tu link do najlepszej hodowli w polsce i jednej z trzech w Europie
www.bakarat.pl
masz tu link do strony o wszystkim
www.yorkland.pl/index.php?option=com_content&task=blogcategory&id=0&Itemid=62&lang=pl_PL
Gdy czytam, że ktoś chce yorka kupić małemu dziecku, to dostaję gęsiej skórki.
York - ten prawdziwy - wymaga tyle poświęcenia i pielęgnacji, że nie wyobrażam
sobie, aby yorkiem mogło zajmować się dziecko. Należy go kąpać conajmniej co 10-
12 dni. Po kąpieli i każdym przemoknięciu wysuszyć suszarką. po kąpieli włos
należy delikatnie rozczesać i suszyć niezbyt gorącym powietrzem aby nie
przesuszyć włosa. Oczywiście po każdorazowym myciu specjalnym szamponem
wmasowuje się we włosy yorka specjalną odżywkę. Włosy rozczesuje się specjalnym
grzebieniem z metalowymi ząbkami zaokrąglonymi na końcach - do nabycia w
specjalistycznych sklepach - nigdy nie czesze się yorka plastikowym grzebieniem
lub szczotką, aby nie uszkodzić włosów. Aby nie podnosiły się do góry a opadały
miękką falą - stosuje się specjalne płyny stabilizujące. Pod żadnym pozorem nie
wolno stosować ludzkich szamponów i odżywek, które wywołują u psa najczęściej
alergię i w efekcie łupież. Polecam dla psa kosmetyki z serii allsystem. Tu
masz link do strony www.psy.info.pl/kiwak/sklep/ zobaczysz na stronie
głównej zdjęcie szczeniaczka - jak powinien wyglądać.
Acha - napisałam o suczce a wcięło o samczyku. Samiec jest dużo silniejszy i
odporniejszy od suczki, ale ma to do siebie, że lubi posikiwać oznaczając
teren, i jeśli nie nauczy się go załatwiania w jedno miejsce - np do kuwety
albo wychodzenia na dwór, to zapach psiego moczu w domu będzie trudny do
zniesienia. No i lubi uciekać, bo gdzieś zawsze znajdzie się suczka w rui, a że
łatwo mu ze względu na malutki łepek przecisnąć się przez szczeble ogrodzenia
lub podkopać pod siatkę - szukak wiatru w polu! Bo na uczciwego znalazcę nie
masz co liczyć. W okresie luty-marzec - pełno ogłoszeń - zaginął piesek
rasy.... Dlaczego luty-marzec? Bo to pora cieczki zimowej u suk. Drugi taki
gorący okres to wrzesień - listopad.
Szczenię które kupisz powinno być odrobaczone i zaszczepione. Jeśli tego nie
zrobiono, to marny hodowca. Jeśli jednak uprzesz się na te a nie inne szczenię,
to pędem do weterynarza i najpierw odrobaczyć, a po 10 dniach zaszczepić. Nigdy
odwrotnie. Odrobacza się z reguły po 6 tyg a drugi raz po ukończeniu 3 mies.
Szczepi się 2 mies. szczenię - przeciwko nosówce, parwowirozie, p-ko zakaźnemu
zapaleniu wątroby i wielu innym. Powtarza się to szczepienie corocznie. Raz do
roku powinnaś zaszczepć p-ko wściekliźnie ale tylko wtedy, gdy planujesz
podróże koleją lub za granicę, albo idziesz na wystawę. Nie wpuszczą cię na
wystawę bez tego szczepienia. Jeśli zapłacisz podatek za posiadanie psa - masz
prawo do bezpłatnego szczepienia p-ko wściekliźnie. Ale jeśli zdecydujesz się
na tego rodzaju "wątpliwe" szczepienie to weź przynajmniej własne igły i
strzykawkę.
Oprócz szczenięcia musisz nabyć legowisko z materacykiem, trzy stabilne
miseczki (najlepiej estetyczne stalowe) - jedną na wodę i dwie na pokarm -
suchy i mokry. Odpowiednie kosmetyki i grzebienie. Nie kupuj obroży tylko
szeleczki póki szczeniak malutki. Szarpiąc pieska za obrożę można mu łatwo
uszkodzić kręgi szyjne - dlatego z pieskiem nie może wychodzić dziecko, bo nie
masz gwarancji, że nie będzie ciągnęło na siłę opierającego się szczeniaczka.
Potwierdzam, że yorki są bardzo trudne do nauczenia czystości i poleceń. Co nie
oznacza, że są tępe. Najczęściej sami jesteśmy sprawcami lenistwa naszych
pupili. Co do pokarmu - tu nie chcę się wypowiadać. Większość hodowców stosuje
jedynie suchy pokarm dobrej firmy np Royal canine - żadnych pedigree czy chapi.
Pokarm jest dobrze zbilansowany i zapewnia pełny zasób witamin i protein. Raz
dziennie można pieskowi podać gotowane chude mięsko z piersi lub uda kurczaka.
Naprawdę odrobinę - i troszeczkę surowej marchewki. Na początek - dosłownie jak
ziarnko groszku. Potem zwiększać. Pieskowi nie wolno podawać kości do gryzienia
ani nawet zabawy. Do tego celu kupuje się specjalne malutkie rurki zwinięte ze
ścięgien. Pies łatwo może uszkodzić zęby. Często yorkom nie wypadają mleczne
zęby same z siebie - trzeba zaglądać pieskowi do puszczka od 5-6 mies dość
często, aby sprawdzić, czy nie ma podwójnego rzędu ząbków. Jeśli tak się stało -
trzeba pojechać do gab.wet. i usunąć mleczne zęby - robi się to pod narkozą.
Im bardziej zminiaturyzowany jest york, tym więcej komplikacji z zębami. Mojej
suczce usunięto 6 mlecznych zębów - tyle jej nie wypadło samoistnie. Miała
szczęki jak krokodyl! Trzeba to zrobić najpóźniej do 9-10 mies. życia pieska,
bo pozostawienie tego samemu sobie powoduje, że albo pies ma zły zgryz, albo
nie chce jeść, bo go najwyraźniej bolą te podwójne, chwiejące się zęby.
Jeśli sprawi ci satysfakcję posiadanie malutkiego pieska - kup pieska rasy
chichuahua - czyli cziłała. Są równie maleńkie i urocze, ale o wiele bardziej
odporne.
Szczenię obu ras kosztuje w granicach 2000 - 2500zł. "Wielorodowodowe" kosztuje
niewiele mniej - z byle jakiej hodowli od 700zł w górę. Z trochę lepszej - od
1400 w górę. Więc jak już masz 1400, to dasz i te 700zł więcej, ale będziesz
pewna, że szczenię nie jest potomkiem ze skrzyżowania przypadkowych
yorkopodobnych stworzeń, których potomstwo jest co prawda dużo odporniejsze, ma
skudłaconą, gęstą sierść, ale wygląd jest rzeczą kompletnego zbiegu
okoliczności. Opadające uszy i dysplazja są wtedy na porządku dziennym.
Kupno psa z rodowodem nie uchroni nas od przykrych niespodzianek.
Po dwóch latach posiadania takowej suczki muszę stwierdzić, że gdybym miała
wybierać po raz drugi - chyba nie zdecydowałabym się na yorkshire terriera (
tak brzmi pełna nazwa tej rasy) Ale całe życie o nim marzyłam. No i mam to
swoje utrapienie!
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Czemu ludzie nie sprzataja po psach?
Polscy koto-psi fanatycy
Nie ma chyba takiego drugiego kraju na świecie, w którym "miłość" do
zwierząt typu pies/kot byłaby tak "namiętna" i niepohamowana.
Jednocześnie strach przyznać się do tego, że się nie przepada za
tymi "braćmi mniejszymi", bo od razu do człowieka przywiera
etykietka sadysty, "męczyciela biedronek" i istoty aspołecznej. Na
moim osiedlu ta wielka "love" kwitnie i objawia się nocno-
wczesnoporannym ujadaniem piesków ras wszelkich oraz
kocim "marcowaniem". Nie wspomnę już o "zaminowanych" trawnikach, a
nawet chodnikach, bo to "normalka". Psy niestety są większe i
mniejsze, łagodne i agresywne z przewagą tych upierdliwych, które
potrafią dosłownie terroryzować biegające dzieci, rowerzystów,
listonoszy, czy też przechodniów. Ja mam swoich "faworytów" - pieska
rasy niedookreślonej, który gryzie w kostki oraz bokserkę, która
skacze i wylizuje pierwszą lepszą ofiarę, która akurat się trafi
podczas jej spaceru. Osoby elegancko ubrane narażone są na
pobrudzenie lub zniszczenie odzienia, a właściciele nic sobie nie
robią z tego i dalej puszczają swoich pupili bez smyczy. Od niedawna
mój mąż został "szczęśliwym" posiadaczem pieska, z którym ja chodzę
na spacery i zyskałam opinię dziwadła, bo nigdy nie spuszczam go ze
smyczy. Początkowo sprzątałam po nim dzielnie, ale ludzie się ze
mnie śmiali, więc przestałam (o zgrozo!), żeby za każdym razem nie
wysłuchiwać, jak to kupka psia pięknie urzyźnia, a ja niszczę
środowisko foliwymi torebkami, które wyrzucam do śmietnika
na "ludzkie" odpadki. Straszono mnie nawet epidemią, a
także...strażą miejską, bo jeśli nie ma "specjalnych" śmietników, to
jakoby nie mam prawa do wyrzucania psiego gówna jak to się robi ze
zwykłym śmieciem. Niedługo kupię psu kaganiec - znowu oberwie mi
się, że męczę zwierzę (a ja po prostu nie chcę, żeby piesek kogoś
ugryzł - bo ja psom i kotom nie wierzę z zasady, o ludziach nie
wspomnę). Mój pies jest rasowy (co z tego, skoro brudzi, jak każdy
inny)i bardzo popularny na osiedlu, bo "taki ładny misio". Nie mam
więc spokojnych spacerów, ciągle ktoś mnie zaczepia, zwłaszcza inni
psi fanatycy. Chodzę z psem do weterynarza, który miał praktykę w
Niemczech i on wyjaśnił mi, iż tam 99% właścicieli, którzy nie mają
hodowli kastruje/sterylizuje zwierzęta. Efekty są oczywiste:
zmniejszenie agresji, większe przywiązanie do właściciela (mam kota
po takim zabiegu i teza ta się potwierdza), świadoma regulacja
rozrodczości, same plusy. W Polsce zaś słyszę, że "piesek potrzebuje
seksu", co jest oczywistą bzdurą, a zabieg sterylizacji wywołuje
raka (jest dokładnie na odwrót). Miłość Polaków do zwierząt jest
wielka, ale wiedza na ich temat marna. Zasada "żyj i pozwól żyć
innym" raczej nie obowiązuje. Pieski rządzą osiedlem, ulicą,
blokiem, klatką schodową. Załatwiają się na placach zabaw do
piaskownic, niszczą miejską zieleń. Psy włażą do sklepów (mimo
wyraźnego zakazu) i biegają bez kontroli. Znajoma uprawiająca
jogging została pogryziona przez jakieś bydle, którego widok wprawia
w osłupienie i przerażenie, ja zmuszona byłam przebywać w
towarzystwie rozhisteryzowanego pinczerka w sklepie
mięsnym. "Pieseczek" dosłownie wyrywał się do mnie z ramion
właścicielki, która w tym czasie kupowała schab i karkówkę. Kiedy
otwieram drzwi do jakiegolwiek domu, patrzę ze strachem pod nogi -
mój ojciec został dotkliwie pogryziony przez małego kundelka o
ząbkach jak igiełki. "Hitem" ostatnich lat są oczywiście młodzieńcy
bez szyi doznający niezrozumiałego dla normalnych ludzi uczucia
rozkoszy na widok staruszki, której rozzłoszczony pitbull rozrywa na
strzępy siatkę z zakupami. Moje osiedle terroryzuje
łaciata "świnia", która biega bez kagańca i smyczy, a właściciel
ciągle jest na gazie i szczuje swoim pupilem mniejsze pieski i koty
dachowo-piwniczne oraz ludzi, którzy mu się nie podobają.
Doniesienia prasy i TV w sprawie tragicznych pogryzień, których
finałem jest często śmierć lub trwałe kalectwo nie robią na ludziach
wrażenia. Sama stałam się ofiarą psa, który "miał być łagodny", a
rzucił się na mnie z niewiadomych przyczyn. "Zupełnie nie rozumiem,
dlaczego to zrobił", "pogryzł, bo widocznie miał powód", "dobry
piesek, wyczuł złego człowieka" - to jedyne wyjaśnienia, jakie
słyszę w sprawie napastowania Bogu ducha winnych ludzi, którzy
zawinili tylko tym, że mieli "nieodpowiedni zapach" lub wyglądem
wywołali agresję u psa, który przecież "na codzień jest
łagodny". "No co się pani tak boi, jak się będzie pani bała, to
panią ugryzie i pretensje może mieć pani tylko do siebie" - takim
stwierdzeniem uraczył mnie właściciel rottweilera, którego ja
panicznie się bałam i byłam skazana na widywanie go kilka razy w
tygodniu, kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami. To jest chore,że
idąc ulicą omijam ludzi, którzy trzymają na smyczy psy i zajmują
cały chodnik, bo nie chcę być obwąchana, pobrudzona czy ugryziona.
Często zmieniam trasę pochodu ze względu na nieodpowiedzialnych,
egoistycznych właścicieli zwierząt, które panują w moim mieście.
Sama mam psa i dość rygorystycznie podchodzę do jego wychowania i
spacerów. Karcę go nawet, kiedy szczeka, żeby nie zakłócał nocnej
ciszy ani tzw. miru domowego. To ja przepraszam, że żyję, kiedy
wyprowadzam bydlę do świata zewnętrznego, bo wiem, jak to jest,
kiedy człowiek przemyka się pomiędzy blokami, żeby nie zostać
dostrzeżonym przez jakiegoś kundla, który ma akurat gorszy dzień i
zaczepia każdego, kto stanie mu na drodze. Nie jestem ideałem, żyję
w rozdarciu, bo raz jestem po jednej, raz po drugiej stronie.
Dlatego domagam się jasnych przepisów określających moje i psa
miejsce w tym społeczeństwie. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Strona 4 z 4 • Zostało wyszukane 438 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4