Widzisz odpowiedzi znalezione dla zapytania: Pierwszy sejm
Temat: Frau Hubner trzecim niemieckim komisarzem w UE
> No tak, zauważ jednak, że system większościowy obowiązywał w WB i USA od
> początku, więc to on wykreował dwie główne partie, a nie na odwrót.
Amerykańscy
m: system proporcjonalny jest wynikiem postepu cywilizacyjnego. W zcasie
powstawania USA nie bylo mediow elektronicznych wiec lokalne spolecznosci
wybieraly z siebie delegatow, ktorzy wedrowali do Waszysgtonu w karocy by
reprezentowac swoje regiony. Byc moze komus z Bostonu bardziej by odpowiadal
ktos z Virginii ale komunikowanie sie na taka odleglosc bylo nie latwe. Polska
miedzywojenna slusznie poszla z postepem i wybrala system proporcjonalny ale
dopiera po zmianach z 1926 stworzono efektywny system rzadzenia.
>Co do WB to widzimy, iż nawet w systemie JOW "trzecia partia" jest w
> stanie się wypromować (vide: ostatnie sukcesy liberałów w sondażach i
wyborach uzupełniających). Poza LibDem w Izbie Gmin jest reprezentowanych
jeszcze wiele innych partii (szkoccy narodowcy, zieloni itp.)
m: jest to wynikiem tego, ze specyficzne regiony maja swoje interesy. Tego w
Polsce nie ma i takie partie jak "szkocka" zniknely by w JOW.
> Tak jest, głosowałem na tych co dostali 3%. Gdyby był system
> większościowy "moja" partia pewnie by się dostała do sejmu.
m: w jaki sposob????? Szansa 3% parti w JOW rowna sie ZEEEEERO!
> > Osobiscie jestem przeciwny progom.
>
> Pamiętasz sejm z 1991 roku?
m: to byl pierwszy sejm po latach niewoli. I byl lepszy od wszystkich, ktore po
nim nastapily. Przynajmniej wykreowaly jedyny rzad IIIRP z jaki ja
sympatyzowalem: Olszewskiego.
> A jakby PO szło na pasku PiS to dobrze? Zresztą zauważ, że przy francuskim
> systemie JOW jest miejsce i dla prawicy bardziej konserwatywnej, jak i dla
> liberałów. Jest to tylko kwestia wprowadzenia drugiej tury wyborów.
>
m: system proporcjonalny zapewnia, ze nikt nie musi isc na pasku. We Francji
mamy kompletne zalamanie demokracji, kiedy 18% partia LePena nie ma jednego
czlonka w parlamencie. Moja negatywna ocena LePena nie ma nic w tym do rzeczy.
Ja mierze moje przywiazanie do demokracji tym jak bronie praw mich przeciwnikow.
> Wysokie bezrobocie jest kosztem zwalczania inflacji. Wolałbyś żeby ceny
skakały miesięcznie o 10%, a Polacy jeżdzący zagranicę mogli sobie co najwyżej
kupić w sklepie bułeczkę?
m: Polacy jezdzacy za granice najmniej mnie wzruszaja kiedy Polska jest na
dorobku. Ceny skakaly o 10% bo polskie zaklady, ktore produkowaly towary na
nasz rynek padaly jeden po drugim. Nie ma towaru ceny rosna.
> i gigantyczne dlugi jakie beda musieli splacac nasze
> > wnuki.
>
> A te długi to nie przypadkiem od Gierka?
m: Gierek i Balcerowicz to dwa blizniaki. Ten drugi o ile pamietam pobil w
robieniu dlugow Gierka.
marooder: obawiam sie, ze historia lubi sie powtarzac. Refederendum bylo
> > pokazem nagonki na przeciwnikow Unii jakiej by komuna sie nie powstydzila.
>
> No bo to komuna je organizowała. Moim zdaniem bez sensu było w ogólerobić
> głosowanie. Większość ludzi i tak nie wiedziała o co w nim chodzi. Powinno
być jak na Cyprze, tam parlament zatwierdził akcesję.
m: wylewasz dzieko z kapiela. Polacy zawsze mieli wiecej rozumu niz politycy
ale calkowicie sie zgadzam, ze "większość ludzi i tak nie wiedziała o co w nim
chodzi". To nie wina idei referendum ale monopolu informacyjnego eurofanow.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Frau Hubner trzecim niemieckim komisarzem w UE
marooder napisał:
> m: system proporcjonalny jest wynikiem postepu cywilizacyjnego.
Rzeczywiście, system proporcjonalny ma młodszy rodowód. Jeśli się nie mylę to
wprowadzono go chyba w 1889 roku w Belgii, by zapewnić równą reprezentację
Walonów i Flamandów w parlamencie. Chociaż z drugiej strony, Francja po 1958
roku zrezygnowała z systemu proporcjonalnego obowiązującego w III i IV
republice i ku aprobacie większości zdecydowała się na JOW.
W zcasie
> powstawania USA nie bylo mediow elektronicznych wiec lokalne spolecznosci
> wybieraly z siebie delegatow, ktorzy wedrowali do Waszysgtonu w karocy by
> reprezentowac swoje regiony. Byc moze komus z Bostonu bardziej by odpowiadal
> ktos z Virginii ale komunikowanie sie na taka odleglosc bylo nie latwe.
Polska
> miedzywojenna slusznie poszla z postepem i wybrala system proporcjonalny
A pamiętasz z historii jaki bałagan panował w pierwszych sejmach II RP? I czy
nie była to przypadkiem jedna z przyczyn zamachu stanu 1926? Gdyby
funkcjonowały JOW-y mielibyśmy w sejmie najwyżej parę bloków: ludowy (Piast,
Wyzwolenie, SCh), endecko-chadecki, socjalistyczny no i mniejszości narodowe
przeważające na kresach. Powstałby z tego sprawnie działający rząd. A tak to
reprezentowało Polaków paredziesiąt ugrupowań i nie dało się stworzyć
jakiejkolwiek większościowej koalicji. A po 1926 system proporcjonalny
sprawdzał się, bo nie było w Polsce demokracji.
ale
> dopiera po zmianach z 1926 stworzono efektywny system rzadzenia.
Zgoda. Przy czym efektywny nie znaczy w tym przypadku dobry.
> m: jest to wynikiem tego, ze specyficzne regiony maja swoje interesy. Tego w
> Polsce nie ma i takie partie jak "szkocka" zniknely by w JOW.
Ale liberałowie mają się całkiem nieźle i wg ostatnich sondaży z 33% poparciem
są w stanie zastąpić konserwatystów jako alternatywa dla LP. A "support" dla
nich już nie jest uzależniony od regionu.
> > Tak jest, głosowałem na tych co dostali 3%. Gdyby był system
> > większościowy "moja" partia pewnie by się dostała do sejmu.
> m: w jaki sposob????? Szansa 3% parti w JOW rowna sie ZEEEEERO!
Unia Wolności (bo o niej mówię) miała w Warszawie 15% poparcia i przy
odpowiednich wysiłkach udałoby im się zdobyć te dwa-trzy mandaty w mieście. A
mieli tu w przeciwieństwie do PO dobrych kandydatów, tj. Geremka, Wendego i
Wiro-Kiro.
> > > Osobiscie jestem przeciwny progom.
> >
> > Pamiętasz sejm z 1991 roku?
> m: to byl pierwszy sejm po latach niewoli. I byl lepszy od wszystkich, ktore
po
>
> nim nastapily. Przynajmniej wykreowaly jedyny rzad IIIRP z jaki ja
> sympatyzowalem: Olszewskiego.
No tak, ale rząd Olszewskiego stworzyła przypadkowa większość (PSL, ZChN, KPN,
KLD, PC, Gabriel Janowski) i przypadkowa większość go odwołała. Zresztą co to
za sejm, który zaraz po Olszewskim powołuje na szefa rządu Pawlaka? Jakaś
polityczna schizofrenia. No i po dwóch latach ten sejm upadł i wiemy jak się
skończyło. Kompletnym skompromitowaniem prawicy i rządami postkomunistów. Ale
to już historia.
> m: system proporcjonalny zapewnia, ze nikt nie musi isc na pasku. We Francji
> mamy kompletne zalamanie demokracji, kiedy 18% partia LePena nie ma jednego
> czlonka w parlamencie. Moja negatywna ocena LePena nie ma nic w tym do
rzeczy.
> Ja mierze moje przywiazanie do demokracji tym jak bronie praw mich
przeciwnikow
Nie ma, bo żadna partia nie chce z nimi współpracować w II turze. Liberałowie
Giscarda przy popraciu niższym od LePena mają swych parudziesięciu
deputowanych. Kwestia znalezienia politycznych przyjaciół. Albo zmiany systemu
na wzór brytyjski z tylko jedną turą.
> m: Gierek i Balcerowicz to dwa blizniaki. Ten drugi o ile pamietam pobil w
> robieniu dlugow Gierka.
Ale przynajmniej wyciągnął Polskę z bagna, czego nie można powiedzieć o Gierku.
> m: wylewasz dzieko z kapiela. Polacy zawsze mieli wiecej rozumu niz politycy
> ale calkowicie sie zgadzam, ze "większość ludzi i tak nie wiedziała o co w
nim
> chodzi". To nie wina idei referendum ale monopolu informacyjnego eurofanow.
Z tego co pamiętam to zapraszano to TVP mnóstwo przeciwników UE (Begerowa,
Hojarska, Lepper, Wojtera, Janowski, Giertych), ilu byś chciał jeszcze? Ja mam
z tym tylko taki problem, że chciałbym wysłuchać NAPRAWDĘ rozsądnych argumentów
przeciwko integracji (a wierzę, że takowe istnieją), a serwowano mi bełkot
antyeuropejski. Ale przeciwnicy UE w TVP formalnie byli.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Prof. Czapiński: Polsce grozi brak rozwoju
Gość portalu: nikos napisał(a):
> liberum veto. delegacją sejmiku wojewodztwa na sejmik kraju, pozwalajaca na
> sprzeciw w sytuacji niezgodnosci z wola sejmiku nizszego rzedu. jednym slowem -
> silne narzedzie ODDOLNEJ demokracji dzialajacej przez przedstawiciela ktory mia
> l
> OBOWIAZEK zastosowac liberum veto w sytuacji jw. To ze instytucje zaczela
> wykorzystywac magnateria skupiajaca w swoich rekach kapital i wladze, to
> zupelnie inna bajka. owczesna falandyzacja prawa i to w okresie schylkowym.
> oczywiscie ciemny lud kupil bajki centralistow na temat anarchistycznego liberu
> m
> veto. no to niech teraz ciemny lud placi podatki i czeka na ochlapy ze stolicy
A to jest akurat guzik prawda. Liberum veto było logiczną konsekwencją grzechu
zaniechania popełnionego przez kolejne sejmy RP. Mianowicie, nie uregulowano
trybu podejmowania decyzji w sejmie. Poprzednio, tj. bodajże do 1563 roku (piszę
"z czapy", musiałbym datę sprawdzić w źródłach), funkcjonował tylko sejm
koronny, w którym głosowanie większością było tak oczywiste, że ... nie zapisano
tego nigdzie. We wspomnianym roku, na zasadzie kooptacji, do sejmu weszli
delegaci litewscy, dla których to oczywiste nie było (dodajmy i to, że szlachta
litewska była, powiedzmy, nieco ubezwłasnowolniona w konfrontacji z własnymi
magnatami (Radziwiłłowie, Sapiehowie, Chodkiewiczowie itd.). Dlatego coraz
częściej zaczęło się zdarzać, że sejm nie był w stanie podjąć decyzji, gdyż
mniejsza lub większa grupa posłów sprzeciwiała się. (wcześniej nad sprzeciwem
grupki posłów przechodzono po prostu do porządku dziennego, na zasadzie pukania
się w czoło). Problemy zaczynał mieć już Stefan Batory. W związku z tym pojawiła
się zgubna praktyka obchodzenia woli sejmu przez odwoływanie się do sejmików.
Dlatego nieprawdą jest,że "instytucje zaczęła wykorzystywać magnateria
skupiająca w swoich rekach kapitał i władzę". To znaczy, tak rzeczywiście było,
ale jako skutek, a nie przyczyna, zaniedbań prowadzących do anarchii, mówiąc
ściślej: do tego, że państwo nie było w stanie spełnić swoich funkcji przez
paraliż sejmu (łatwiej było magnatom podporządkować sobie sejmiki niż sejm).
Zadziałała prosta zasada: "polityka nie znosi próżni"; skoro państwo nie działa,
pustkę wypełniają miejscowi notable. Wtedy właśnie zaczęły się pojawiać
instrukcje poselskie (to znaczy, wcześniej, jeśli nawet istniały, decyzje
zapadły większością i tyle). Nie miało to jednak niczego wspólnego z "oddolną,
samorządną rzeczpospolitą". To był mit (o równości szlacheckiej itp.), w który
niektórzy, jak się okazuje, wierzą do dzisiaj.
Wreszcie w roku 1652 paranoja osiągnęła szczyt: po raz pierwszy sejm zerwał
pojedynczy poseł (Siciński z Upity, fagas Radziwiłłów). Nie zmienia przy tym
oceny fakt, że akurat w danej, konkretnej sprawie mógł mieć rację. Potem już
poszło! Doszło do tego, że za Augusta III żaden sejm, "nie doszedł", jak
mówiono, wszystkie zostały zerwane.
Nie jest przypadkiem, że Konstytucja RP mówi,że poseł nie jest związany żadnymi
instrukcjami, że reprezentuje w istocie ogół wyborców, a nie tylko tych, którzy
na niego głosowali. To jest właśnie pamiątka po nieszczęsnym liberum veto.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Nazwiska mazurskie, warmińskie.
"Może jeszcze opowiemy o Edwardzie Szymańskim., bo tak się składa,
że więcej o tym ciekawym człowieku wiemy. Skończył dwa fakultety na
Uniwersytecie w Królewcu, onegdajszej stolicy Prus Wschodnich, która
dziś nazywa się Kaliningrad, i napisał pracę doktorską o
ekonomicznym i narodowościowym wyniszczeniu Mazurów przez reżim
pruski (ciekawe, czy którakolwiek polska uczelnia otworzyłaby p
[rzewód doktorski na analogiczny temat z naszej hipoteki win?). Co
było do przyjęcia w latach dwudziestych, stało się niemożliwe po
dojściu Hitlera do władzy: szymański przeniósł się do Polski, le po
1939 roku naziści go dpadli i osadzili w Dachau. Przezył obóz tylko
dzięi temu, że jego żóna, notabene Niemka, dawała łapówki kobiecie,
której brat był kapo w obozie i od niego zależało, do jakiej pracy
więzień zostanie skierowany.
Kiedy nastała Polska, Szymański miał życiorys wypisz wymaluj na nowe
czasy. Nie tylko był bojownikiem o polskości, nie tylko więźniem
obozu koncentracyjnego, ale jeszcze lewicowcem. Wstąpił do PPR.
Został posłowem do pierwszego Sejmu Ustawodawczego. Być może mógł
był zrobić dużą karierę.
Miał jednak istotną wadę: kierował się własnym zdaniem. Równie
dobrze jak inni Mazurzy zdawał sobie sprawę, że jego ziomkom trzeba
cierpliwości i pobłażliwości. Kiedy sprzeczności z centralną
polityką narosły, wszechwładny Berman wezwał go do Warszawy do KC i
zażądał legitymacji partyjnej i mandatu poselskiego.
- Legitymację tak, ale mandat...? Nie yście mnie wybierali i nie wy
mnie będziecie zdejmować!
Zapłacił za swoją zuchwałość. Doktwaterowano im do mieszkania jakąś
mocno "patriotyczną" polską rodzinę, którą widocznie pouczono, jak
ma Szymańskim życie umilać. Jedyne czego im oszczędzono - dzięki
czemu będziemy mogli dopisać epilog tej historii, to to że pozwolono
synowi Edwarda Szymańskiergo, Karolowi, dokończyć studia medyczne.
Bo oto co się działo dalej: po 1956 roku niby wszystko się
odwróciło, Berman odszedł, zmieniły się też władze lokalne,
Szymański został przewodniczącym komisji do spraw wyjazdów. Rychło
jednak okazało się, że decyzje zapadają gdzie indziej, a komisja ma
je tylko firmować. Rozgoryczony Szymański sam złożył podanie o
emigrację i wkrótce potem wyjechał, osiedlając się w Hesji.
Minęło prawie trzydzieści lat, z odktorem Karolem Szymańskim
nawiązał kontakt jego kolega ze studiów, olsztyński lekarz, który
jest i naszym znajomym. Szymański zaprosił kolegę i jego żonę na
wspólne wakacje w Szwarcwaldzie i od nich właśnie dowiedzielśmy się,
jaką pointę do tej historii sopisało życie.
Starego Szmańskiego nie przyjęto w RFN zbyt wylewnie. Rozgoryczony i
schorowany zmarł wkrótce. ZGodnie z jego wolą syn kazał mu wyryć na
nagrobku znak rodła, symbol trwania polskich mniejszości rozsiadnych
po świecie z ojczyzną.
Wiele daje do myślenia, że doktor Karol Szymański nie uważa się ani
za Polaka, ani za Niemca, tylko za Europejczyka. Natpatrzył się
widać dosyć na przykładzie swego ojca, jakim manipulacjom podlegają
patriotyczne usniesienia i jakie szkody potrafią wyrządzić ci, któzy
mają pełną gębę miłości ojczyzny".
(podaję za: Agnieszka i Krzysztof Wróblewscy, "Zgoda na wyjazd",
Warszawa 1989, ss. 78-80)
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Chuligani stawiali przeszkody na autostradzie
W dobie podziałów ziemia Łęczycka była oddzielnem księstwem, w którem panowali
rozmaici książęta z rodu Piastów, a najprzód Konrad I mazowiecki, syn Kazimierza
Sprawiedliwego, po nim syn jego Kazimierz I kujawski, a następnie trzech synów
Kazimierza, to jest Leszek Czarny, Kazimierz II i Władysław Łokietek, który to
ostatni wstąpiwszy na tron Polski, włączył księstwo Łęczyckie do Korony, tworząc
z niego oddzielne województwo. Łęczycanie, jak i wszystkie ludy lechickie,
przywykli byli z prawieków rządzić się miejscowym własnym obyczajem, w czem
dogadzając im Władysław Jagiełło utrzymywał w tej ziemi osobnego namiestnika
czyli starostę, a szlachta łęczycka jeszcze w roku 1418 ustanowiła sobie
oddzielne prawa z 27 artykułów p. t. Constitutiones Terrae Lanciciensis generales.
Województwo Łęczyckie graniczyło na północy z Brzesko-kujawskiem i Rawskiem.
Część granicy północno-wschodniej z województwem Rawskiem stanowiła rzeka
Przysowa (od wsi Trębisk aż do połączenia się z Bzurą). Wschodnią ścianę od
miasteczka Soboty aż do rzeki Pilicy pod Brzegiem stanowiło województwo Rawskie.
Na południu rzeka Pilica na kilkomilowej przestrzeni (od Białobrzegów do Brzegu)
rozgraniczała województwo Łęczyckie od Sandomierskiego. Zachodnią granicę dawało
województwo Sieradzkie i na małej przestrzeni w okolicy Koła, Kaliskie. W tej
południowo-zachodniej ścianie dwie rzeki Ner i Wolborka płynęły granicą województw.
Województwo Łęczyckie miało figurę mocno wydłużoną od Kłodawy i Grzegorzewic na
północno-zachodzie, do rzeki Pilicy na południo-wschodzie. Obejmowało
przestrzeni około 80 mil kwadratowych i liczyło w XVI wieku parafij 74,
miasteczek 25 i wiosek 875, łanów czyli gospodarstw kmiecych 4990, szlachty
zagrodowej 577, nie licząc znacznej ilości folwarków, zagród komorniczych i
rzemieślników wiejskich. Tak gęstego zaludnienia, jak w Łęczyckiem, nie
posiadało w XVI wieku żadne inne województwo w Rzeczypospolitej oprócz
Brzesko-Kujawskiego, które na pierwszem stało miejscu.
Senatorów miało 5, to jest większych 2: wojewoda i kasztelan łęczyccy,
mniejszych 3, kasztelanowie: brzeziński, inowłodzki i konarski. Dzieliło się na
powiatów 3: Łęczycki, Brzeziński i Orłowski. Z tych Łęczycki zajmował większą
połowę województwa, Brzeziński miał mil kwadratowych 24, a Orłowski 111/2.
Tradycye o istnieniu powiatu Inowłodzkiego są błędne. Miastem sejmikowem była
Łęczyca, gdzie obierano na sejmy posłów 4, a deputatów trybunalskich 2, na
komisyą zaś radomską komisarza 1. Popis rycerstwa odbywał się pod Łęczycą na
święty Michał. Starostwo grodowe było Łęczyckie, niegrodowych zaś było kilka:
Inowłodzkie, Zgierskie, Kłodawskie. Powiatów było tyle, ile sądów ziemskich, bo
zwykle w dawnej Polsce szlachta mieszkająca w granicach danego powiatu, sądziła
się w sądzie, którego siedliskiem było miasto powiatowe. Ziemia Łęczycka
dzieliła się na trzy powiaty i miała trzy sądy ziemskie: w Łęczycy w Orłowie i
Brzezinach.
Miasta znaczniejsze były: Łęczyca, stołeczne województwa, Inowłodź nad Pilicą,
Brzeziny, Kłodawa, Łagiewniki, słynące cudownym obrazem św. Antoniego. Herb
województwa przedstawiał pół lwa czerwonego na białem polu i pół orła białego w
czerwonem polu, grzbietami do siebie obruconych i jedną uwieńczonych koroną.
Łęczyca upamiętniła się pierwszym wielkim zjazdem czyli wiecem, sejmem
prawodawczym narodu polskiego, zwołanym tu roku 1180 przez Kazimierza
Sprawiedliwego. Wiec ten w dziejach nazywany był także synodem łęczyckim, z
powodu, że zasiadali na nim arcybiskup gnieźnieński i siedmiu biskupów polskich
(krakowski, poznański, wrocławski, kujawski, płocki, pomorski i lubuski z za
Odry) oraz wiele innego duchowieństwa, które było wówczas przedewszystkiem
piśmienne i przodowało narodowi wykształceniem. Obok duchownych zasiadło do rady
wielu książąt, możnowładztwo świeckie i znakomitsze rycerstwo, a wszystkie
uchwały prawodawcze i wyroki ogłoszono zebranemu ludowi i szlachcie z
niezmiernem narodu zadowoleniem i radością. Był to zatem pierwszy sejm narodu
polskiego, stwierdzający jego jedność pomimo podziałów kraju pomiędzy licznych
książąt. W 105 lat potem odbył się w Łęczycy (roku 1285) inny ważny synod, tym
razem duchowieństwa polskiego, pod przewodnictwem arcybiskupa gnieźnieńskiego
Jakuba Świnki, gdzie między innemi postanowiono, aby urzędów duchownych
cudzoziemcom nie dawać i nauczania w szkołach nie powierzać mistrzom, którzyby
języka polskiego dostatecznie nie posiadali. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: W obronie Śląska
Czym była dla Górnoślązaków Polska, o którą się tak przez wieki dobijali?
Owym zamkiem z baśni, może trochę stawianym na wodzie, czy może, jak powiedział
stary Wyględa swojej córce: ich Matką Boską.
Po wielkiej wojnie rozpadały się mocarstwa, a tu, na tym maleńkim skrawku
ziemi, wyglądającym na szkolnym globusie jak główka szpilki, wybuchają wielkie
powstania. I po co? Po to, by przynależeć do państwa, którego jeszcze kilka lat
temu nie było.
I kiedy nadszedł ów dzień i wojska polskie weszły na Śląsk, Górnoślązacy
otworzyli swoje serca i bramy domostw. I jakby chcąc, aby to otwarcie było
jeszcze większe, wybudowali na całym Śląsku dziesiątki bram powitalnych. Tak
było od Szopienic aż po Rybnik.
Ksiądz Emil Szramek tak wspominał tamte dni:
"Generał Szeptycki, po obsadzeniu całego terenu przyznanego Polsce, udał się do
Tychów, by uczcić osobno siedzibę delegata biskupiego. Po defiladzie wojskowej
rozeszli się wszyscy na obiad i zaproszeni goście na plebanię, żołnierze do
parku browarowego. Toastom i wiwatom nie było końcaSpełniony marzeń wielki cud,
Niewoli spadły z rąk kajdany,
Zmartwychwstał górnośląski lud,
Z Polską na wieki już związany
"Taki będzie los Śląska, jakim będzie ten pierwszy sejm. - Tymi właśnie słowami
zwracał się w odezwie do swoich wyborców blok narodowy, na którego czele stał
Wojciech Korfanty. - Sprawa polska na Śląsku może być zaprzepaszczona, jeśli
nad ideą narodową weźmie górę partyjność i prywata, a w sejmie zasiądą warchoły
i nieuki
Nie czas i na walkę klasową, gdy głód zagraża robotnikom, jak i inteligentom.
Nasz program jest jasny: Żądamy wprowadzenia języka polskiego w przynależne mu
prawa w życiu publicznym i urzędzie.
Od Niemców zamieszkujących wśród nas domagać się będziemy pełnej lojalności
wobec Polski, za co uznamy ich prawa obywatelskie.
Żądamy najszybszego wprowadzenia polskiego szkolnictwa.
Kandydatów naszych zobowiązujemy, aby w sejmie czuwali nad spłaceniem długu
wdzięczności powstańcom, uchodźcom, i pracownikom plebiscytowym.
Wdowom powstańców - pensje wdowie, dzieciom poległych - wykształcenie na koszt
kraju, uchodźcom - pomoc w osadzeniu, a nie jałmużna lub obóz uchodźczy
Szanowni Państwo! Chwila, którą obecnie przeżywamy, jest tak wielka i tak
doniosłego znaczenia , że na uwypuklenie jej nie potrzeba słów, gdyż byłyby one
zawsze blade wobec doniosłości tej chwili. Ustać powinny wszelkie rozterki
między nami, obyż ustały. Obyż serca nasze przepełnione były duchem zgody ,
może nawet jeśli trzeba będzie duchem ofiary i zrzeczenia się, a to dlatego,
ażeby prace tego Sejmu Śląskiego były jak najobfitsze w owoce dla ludności,
którą reprezentujemy dla dobra krainy, tej naszej ciaśniejszej Ojczyzny, którą
przedstawiamy i dla chwały i dobra naszej szerszej Ojczyzny Polski. W tej myśli
wznoszę okrzyk: niech żyje lud górnośląski, niech żyje Najjaśniejsza
Rzeczypospolita Polska.
(Wtedy posłowie wstali i wznieśli trzykrotny okrzyk: niech żyje!)
Szanowni Państwo! proszę jeszcze, aby przez powstanie uczcić pamięć tych
wszystkich wielkich duchów, które przez ciąg wieków pracą swoją cichą i ofiarną
podtrzymywały poczucie narodowe w ludzie tutejszym, podtrzymywały niby tę
ostatnią iskierkę w popiele Znicza świętego, aż do chwili, gdy ta wybuchła w
płomień jasny i gorący. A dalej proszę o uczczenie przez powstanie tych
wszystkich, którzy ofiarą mienia i życia przyczynili się do tego, że tę wielką
chwilę przeżywamy. Tym wszystkim ofiarnikom i pracownikom naszego dzisiejszego
szczęścia i lepszej przyszłości im wszystkim Cześć!
(Posłowie ponownie wstali i wznieśli okrzyki.)
arch.rzeczpospolita.pl/a/rz/1997/06/19970621/199706210002.html?k=on;t=1993040420030504
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: 140 rocznica urodzin Józefa Piłsudskiego
Józefie brakuje nam Ciebie
PRZEMÓWIENIE NA OTWARCIE
SEJMU USTAWODAWCZEGO
10 lutego 1919
JÓZEF PIŁSUDSKI
Panowie posłowie!
Półtora wieku walk, krwawych nieraz i ofiarnych, znalazło swój tryumf w dniu
dzisiejszym. Półtora wieku marzeń o wolnej Polsce czekało swego ziszczenia w
obecnej chwili. Dzisiaj mamy wielkie święto narodu, święto radości po długiej,
ciężkiej nocy cierpień.
W tej godzinie wielkiego serc polskich bicia czuję się szczęśliwym, że przypadł
mi zaszczyt otwierać Sejm polski, który znowu będzie domu swego ojczystego
jedynym panem i gospodarzem.
Radość dnia dzisiejszego byłaby stokroć większą, gdyby nie troska, że zbieracie
się w chwili niezwykle ciężkiej. Po długiej, nieszczęsnej wojnie świat cały, a z
nim i Polska, czekają z tęsknotą upragnionego pokoju. Tęsknota ta w Polsce dziś
ziścić się nie może. Synowie Ojczyzny muszą iść, by bronić granic i zabezpieczyć
Polsce swobodny rozwój.
Sąsiedzi nasi, z którymi pragnęlibyśmy żyć w pokoju i zgodzie, nie chcą
zapomnieć o wiekowej słabości Polski, która tak długo stała otworem dla najazdów
i była ofiarą narzucania jej obcej woli przemocą i siłą.
Nie chcemy mieszać się do życia wewnętrznego któregokolwiek z naszych sąsiadów,
lecz pozwolić nie możemy, by pod jakimkolwiek bądź pozorem, chociażby pod
pozorem rzekomego dobrodziejstwa, naruszano nasze prawo do samodzielnego życia.
Nie oddamy ani piędzi ziemi polskiej i nie pozwolimy, by uszczuplano nasze
granice, do których mamy prawo.
Dążności naszych sąsiadów sprawiły, że ze wszystkimi nimi znajdujemy się obecnie
w otwartej wojnie, lub co najmniej w stosunkach mocno naprężonych.
Jasną stroną w naszych stosunkach zewnętrznych są zacieśniające się węzły
przyjaźni z państwami Entety. Głęboka sympatia łączyła już dawniej Polskę ze
światem demokratycznym Europy i Ameryki, nie szukającym sławy w podbojach i
ucisku innych narodowości, a pragnącym ułożenia stosunków w myśl zasad
sprawiedliwości i słuszności.
Sympatia ta spotęgowała się, gdy sławne armie państw sprzymierzonych, druzgocąc
ostatnią potęgę naszych ciemiężycieli, wyzwoliły Polskę z niewoli.
Jestem przekonany, że serdeczne uczucia i niezaprzeczona spólność interesów z
tymi państwami uczynią niezbędną dla nas z ich strony pomoc - wydatną i skuteczną.
Naród polski przez półtora wieku zmuszany był stosować się do praw narzuconych
przez obcą przemoc. Nie mogąc normować swego życia według własnej woli, zatracił
przez ten długi okres poczucie prawa i wiarę we własne siły.
Obdarzeni dziś zaufaniem narodu, dać mu macie podstawy dla jego niepodległego
życia w postaci prawa konstytucyjnego Rzeczypospolitej Polskiej. Na tej
podstawie utworzycie rząd, oparty o prawa, przez wybrańców narodu ustanowione.
Prawa przez was uchwalone, będą początkiem nowego życia wolnej i zjednoczonej
Ojczyzny.
Polska, otoczona zewsząd przez wrogów, musi posiadać armię, któraby mogła
sprostać swoim ciężkim zadaniom. Macie poprzeć i rozwinąć rozpoczętą budowę
wojska, tak by Ojczyzna, zasłonięta piersiami żołnierza, mogła się czuć
bezpieczną i przeświadczoną, że honoru jej i praw broni silna i dobrze
wyposażona armia.
Wreszcie zwrócicie panowie, niechybnie baczną uwagę na niedomagania naszego
życia gospodarczego, upośledzonego przez gospodarkę obcych i zrujnowanego silnie
przez wojnę i okupację. W tej dziedzinie należyte uregulowanie spraw
znajdującego się w upadku przemysłu i niezbędnych reform agrarnych w duchu
postępu i wielkich demokracyj Zachodu stworzy zdrowe podstawy dla siły duchowej
narodu i da trwałe podłoże dla budowy jego przyszłości.
Życząc panom powodzenia w ich trudnej i odpowiedzialnej pracy, ogłaszam pierwszy
Sejm wolnej i zjednoczonej Rzeczypospolitej Polskiej za otwarty i powołuję
najstarszego z panów, posła Ferdynanda Radziwiłła do objęcia tymczasowego
przewodnictwa.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: wielu liczy na kasę za mienie zabużańskie
wielu liczy na kasę za mienie zabużańskie
Europejski Trybunał w Strasburgu uznał, że w sprawie respektowania roszczeń
zabużan o odszkodowanie za nieruchomości tam pozostawione Polska narusza
europejską Konwencję Praw Człowieka gwarantującą ochronę własności. Nie
zasądził wprawdzie żadnego konkretnego odszkodowania, zalecił wszakże
załatwienie sprawy, na razie polubownie, za porozumieniem stron. Co dalej, to
się dopiero okaże.
Zainteresowani już triumfują i liczą na miliardy. Całość roszczeń szacują na
10 do 50 mld zł.
Nie kryje radości także Platforma Obywatelska. Zyta Gilowska, gwiazda
ekonomiczna Platformersów, zapytana przez dziennikarza TVN 24 o to, komu
trzeba będzie ująć, aby zabużanom dać, z uśmiechem oświadczyła: „skarb
państwa musi pozyskać na ten cel niezbędne pieniądze”. Jak gdyby nie
wiedziała, że skarb państwa pieniędzy nie pozyskuje z powietrza, lecz z
podatków lub innych dochodów należnych budżetowi. Innymi słowy, odszkodowania
za mienie zabużan pozostawione na Ukrainie, Białorusi i Litwie zapłaci
składkowo każda polska rodzina – bądź bezpośrednio podatkiem, bądź pośrednio
uszczupleniem świadczeń na zdrowie, oświatę, bezpieczeństwo. Choć nikt ze
współcześnie żyjących Polaków nie miał wpływu na pozbawienie zabużan ich
nieruchomości. Decyzje o zmianach granic podejmowały zwycięskie mocarstwa,
prezydent USA F.D. Roosevelt, premier Wielkiej Brytanii W.S. Churchill oraz
radziecki dyktator J. Stalin. Decyzje indywidualne o wyjeździe do Polski
podejmowali sami zainteresowani. Nie było przymusu przesiedlania się, choć
zrozumiałe, że większość Polaków mieszkających na kresach pozostać w ZSRR nie
chciała.
Państwo i społeczeństwo polskie były oczywiście zobowiązane do okazania
pomocy rodakom przesiedlanym w wyniku zmiany granic. I z tej powinności się
wywiązywały w miarę możliwości przeznaczając na to głównie nieruchomości
poniemieckie na ziemiach zachodnich. Z dwumilionowej rzeszy repatriantów ze
Wschodu ponad 90 proc. rekompensatę otrzymało, nieraz zupełnie godziwą.
Najczęściej dom za dom, chłopskie gospodarstwo rolne za gospodarstwo. Wielu
dostało domy i gospodarstwa lepsze niż pozostawiło, bo w bogatszych stronach.
Teraz wystawiają Polsce rachunek na ogół najbogatsi, właściciele kamienic i
folwarków, których utraty nie sposób było zrekompensować. Gdyby znajdo-wały
się w Polsce, też podlegałyby wywłaszczeniu przy reformie rolnej i
nacjonalizacji. Odszkodowania wyższe niż symboliczne w tej sytuacji urągałyby
sprawiedliwości zamiast jej zadośćuczynić. Wymagałoby to nałożenia na
wszystkich w interesie nielicznych haraczu nie do uniesienia.
Pora postawić pytanie, jak daleko wstecz mogą sięgać roszczenia z tytułu
strat majątkowych w wyniku wojen i kataklizmów dziejowych? Trzy pokolenia, a
dlaczego nie dziesięć? Może ktoś pójdzie za ciosem i upomni się o
rekompensaty za majątki skonfiskowane powstańcom z 1863 r., których zwrotu
odmówił pierwszy Sejm po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. w przekonaniu,
że kraj ma pilniejsze i ważniejsze potrzeby.
Lepiej nie wywoływać wilka z lasu i czci dla świętego prawa własności nie
posuwać zbyt daleko. Jutro może znaleźć się trybunał chętny do zasądzenia
szczodrego odszkodowania wysiedlonym z ziem zachodnich. Ich też dotknął
kataklizm dziejowy, na dodatek wyjeżdżali pod przymusem.
Sędziowie trybunałów międzynarodowych kierują się zasadą ślepego prawa i nie
baczą na konsekwencje, zwłaszcza kiedy płacić mają nie ich ziomkowie. Polski
parlament odpowiada przed tutejszymi wyborcami i powinien strzec zdrowego
rozsądku i elementarnego interesu publicznego.
W sprawie roszczeń majątkowych z odległej przeszłości, zwłaszcza z tytułu
strat spowodowanych przez wojnę i jej skutki, w istocie przez siłę wyższą,
należy ustawą wyznaczyć górną granicę dopuszczalnych obciążeń państwa oraz
nieprzekraczalny i stosunkowo bliski termin przedawnienia. Najlepiej taki
przepis wprowadzić do ustawy zasadniczej po to, aby wyjąć sprawę spod
jurysdykcji wszelkich innych władz i ostatecznie zamknąć. Można ręczyć za
wynik referendum w tej sprawie.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: ____________________Nawt nie wiem gdzie lezy Syjon
Ktarasińska-Śledzinska kablem w 68 a pięścią Schet
Pierwszy krok w normalną politykę był dziełem przypadku. Komitet
Obywatelski rozdający przez moment polityczne karty poszukiwał
młodego człowieka na asystenta wojewody. Grzegorza rekomendował
Krzysztof Turkowski. Decyzję klepnął szef Komitetu Obywatelskiego
Rafał Dutkiewicz, dziś prezydent Wrocławia.
Z asystenta stał się na dwa lata wicewojewodą. "Gdy Grzegorz wszedł
do urzędu wojewódzkiego, inaczej niż większość naszej strony szybko
zorientował się, o co chodzi w świecie władzy" - wspomina Turkowski.
Znalazł też sobie partię. Kongres Liberalno-Demokratyczny,
przypominający grupę rozrywkowych kolegów, okazał się atrakcyjny dla
wielu ludzi NZS. To dotyczyło Pawła Piskorskiego, który zrobił w KLD
zawrotną karierę w wieku 24 lat. Nieco starszy Schetyna zaczął
deptać mu po piętach
Jeszcze szybciej opanował arkana partyjnych rozgrywek. Przeszedł do
historii KLD, gdy na jednym ze zjazdów, pijąc wódkę z działaczami,
przez jedną noc zmienił układ sił w nowym zarządzie. Złamał sojusz
organizacji warszawskiej i krakowskiej i umocnił własne wpływy.
Gorzej było z elektoratem. Kongres nie wszedł w 1993 roku do Sejmu.
Rok później zmuszony był połączyć się z nobliwą Unią Wolności. We
Wrocławiu Schetyna był dla liberałów wszechwładnym bossem. Ale
musiał się posunąć, gdy przyszło mu rywalizować z dawnym
charyzmatycznym liderem tutejszej "Solidarności" Władysławem
Frasyniukiem.
Ich wieloletnia walka o wpływy w UW była tak brutalna, że w 2000
roku "Gazeta Wyborcza", sympatyzująca z Frasyniukiem, zamieściła
reportaż demaskujący praktykę frakcji Schetyny: zapisywania przed
partyjnym kongresem pozyskanych naprędce na poły fikcyjnych członków
(głównie studentów) i opanowywanie przy ich pomocy lokalnych
struktur. Dziś skonfliktowany ze Schetyną Piskorski twierdzi, że
wrocławski polityk jako pierwszy zaczął namawiać Tuska do zerwania z
Unią, obawiając się represji za te machinacje. Sam Schetyna pytany,
czy zabiegał o oderwanie się od UW, odpowiada: "Możliwe. Profesorska
formuła tej partii kończyła się. A powstanie Platformy Obywatelskiej
to fakt pozytywny".
Pięścią w twarz
Inną twarz Schetyny zapamiętali koledzy z jego pierwszego Sejmu w
latach 1997 - 2001. Zmarginalizowany w partii, rzucił się w wir
biesiad. Odbywały się w małym barku na pierwszym piętrze sejmowego
hotelu. Bywalcami byli tam obok Schetyny jego klubowi koledzy
Mirosław Drzewiecki i Iwona Śledzińska-Katarasińska. Przychodzili
też liczni politycy AWS.
"Grzegorz był rozrywkowy, ale dzięki mocnej głowie zawsze czujny,
gdy ktoś próbował krytykować liberałów. Stawał się agresywny, już
nie opowiadał dowcipów" - relacjonuje bywający na pięterku poseł
prawicy. Atmosfera bywała tak gorąca, że podczas pewnego sporu
Śledzińska-Katarasińska zdzieliła Schetynę pięścią w twarz. Przez
kilka dni opowieścią o incydencie żył cały Sejm.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Apogeum swietnosci Polski - Jagiellonowie
ptwo napisał(a):
> Gość portalu: Porter napisał(a):
>
> > Gość portalu: ted napisał(a):
> >
> > > Bylo to jakies apogeum panstwowosci Polski i Litwy. Ale rownoczesnie:
> za c
> > zasow
> > >
> > > Jagiellonow ugruntowal sie ustroj z ograniczona wladza krola, zaczelo
> sie
> > juz
> > > od Ludwika Wegierskiego, polecialo z gorki w 15 wieku, i za Zygmunta
> Stare
> > go
> > > byla juz czapka.
> > > Jeden aspekt wspolpracy a pozniej Unii polsko-litewskiej o ktorym sie
> nie
> > > dyskutuje: na Litwie az do Unii wladcy trzymali wszystko za pysk. Dop
> iero
> > po
> > > Unii Wielkie Ksiestwo przejelo polski model demokracji szlacheckiej,
> ktory
> >
> > > wkrotce sie zdegenerowal w obu czesciach Rzeczpospolitej.
> > > Szkoda ze nie stalo sie odwrotnie, ze Jagiellonowie nie przeniesli do
> Pols
> > ki
> > > silnej wladzy monarchy. Moze wtedy Rzeczpospolita obronilaby sie. A d
> emokr
> > acje
> > > moznaby wprowadzic jak wszyscy inni - w 19 i 20 wieku.
> >
> > Piszesz "wkrotce"... Otoz nie tak wkrotce. Liberum veto istnialo w ustroju
>
> > Rzeczpospolitej od poczatku pietnastego wieku, a pierwszy sejm posel trock
> i,
> > Wladyslaw Wiktoryn Sicinski, zerwal byl w roku 1652. Wtedy, gdy zabraklo
> > autorytetu krola.
> > Piszesz, ze oslabiona byla wladza krolewska... I ze od Zygmunta Starego ws
> zystk
> > o
> > szlo ku gorszemu... Zwroc uwage, ze taki Batory radzil sobie w tych warunk
> ach
> > wrecz swietnie. Po prostu zniszczenie autorytetu krola spowodowane zostalo
> prze
> > z
> > trzech beznadziejnych wladcow z dynastii Wazow.
> >
>
> Informacje dotyczące liberum veto nieprawdziwe! Już za Władysława IV zdarzało
> się, że sejm był "zrywany" przez grupę posłów.
Prosze o przyklad.
> Wcześniej, za Jagiellonów i za
> Stefana Batorego, pojedyncze protesty były ignorowane. W 1652 r. w styczniu
> doszło do sytuacji precedensowej, kiedy de facto został usankcjonowany protest
> pojedynczego posła. Wszystko dlatego, że w apogeum swojej świetności nikt w
> Polsce nie zadbał o formalne zapisanie reguły, że decyduje wola większości, a n
> ie jest konieczna jednomyślność. W XVI w. było to tak oczywiste, że nikt tego
nie
> skodyfikował.
Otoz skodyfikowal, jak najbardziej. Od konca pietnastego wieku sejmy
zwolywane "pod wezlem konfederacji" przyjmowaly uchwaly zwykla wiekszoscia
glosow, a sejmy zwykle - jednomyslnie.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Donosy #2671, 1999-11-17 16:11 GMT
******* ***** ** ** ***** ***** ** **
** ** ** ** *** ** ** ** ** ** ** **
** ** ** ** **** ** ** ** ** ** **
** ** ** ** ** * ** ** ** ***** ** **
** ** ** ** ** **** ** ** ** ****
** ** ** ** ** *** ** ** ** ** **
******* ***** ** ** ***** ***** **
DZIENNIK LIBERALNY nr 2671 Sroda, 17 listopada 1999
ISSN 0867-6860
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Redakcja: Lena Bialkowska (naczelna), Michal Jankowski,
Michal Pawlak, Ksawery Stojda (zalozyciel).
Dzial kolportazu: Przemek Klosowski
Listy: c/o Michal Jankowski, Holowki 3 m.54, 00-749 Warszawa
E-mail: <Donosy-Redak@fuw.edu.pl
Copyright (c) 1999 by Michal Jankowski
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Rada Polityki Pienieznej
podwyzszyla stope lombardowa do 20.5% z 17%, a stope redyskontowa do
19.0%. Decyzja jest zgodna w ogolnymi oczekiwaniami i wynika glownie z
wyzszej niz zakladano inflacji.
Glosowanie nad podatkami
odbedzie sie w Sejmie najpewniej w czwartek. W trakcie debaty zlozono
bardzo wiele poprawek. Propozycje SLD zajmuja kilka tysiecy stron.
Wszystkie poprawki musza zostac zaopiniowane przez Komisje Finansow
Publicznych. Posel Manicki z SLD (ten od setek zglaszanych poprawek)
oswiadczyl, ze "robil i bedzie robil wszystko, aby wysadzic pociag z
reforma podatkowa w powietrze, aby wyslac go do diabla, tam gdzie jego
miejsce". Po przeglosowaniu w Sejmie (byc moze w czwartek rano) ustawy
trafilyby do Senatu a po zakonczeniu procedury w parlamencie do
podpisu prezydenta.
Po raz pierwszy Sejm
obraduje nad obywatelskim projektem ustawy. Jest to projekt dotyczacy
zachowania narodowego charakteru lasow, wod, zloz bogactw naturalnych.
Chodzi o to, zeby lasy panstwowe nie mogly byc sprywatyzowane i nie
podlegaly zwrotowi w ramach reprywatyzacji i kazdy mogl swobodnie
wejsc do lasu. To samo dotyczy dostepu i korzystania np. z wod
Baltyku. Projekt przedstawial nie posel ale lesnik: Jan Podmaski.
Kilkadziesiat pielegniarek
okupowalo dzis gabinet dyrektora Samodzielnego Publicznego ZOZ w
Lubinie, domagajac sie realicji obiecanych podwyzek w wysokosci 300 zl
na osobe. Pielegniarki zapowiadaja, ze beda protestowac do skutku.
Winda zerwala sie
w trakcie prowadzonych prac konserwacyjnych w jednym z blokow przy ul.
Klaudyny w Warszawie i spadla z 15 pietra. Zginal pracownik firmy
konserwujacej windy a drugi zostal ranny. W kraju dziala ok.60 tys.
wind z czego 70% ma wiecej niz 15 lat i jest mocno zuzyta.
Paliwa drozeja
po raz 20. od piatku - 19 listopada Polski Koncern Naftowy oraz
Rafineria Gdansk podnosza ceny paliw. Cena benzyny wzrosnie srednio o
6 groszy na litrze. Krajowe rafinerie dostarczaja okolo 80% paliw na
polski rynek. Obaj producenci jako przyczyne wzrostu cen paliwa
wskazuja na wzrost do 26 dolarow za barylke ceny ropy naftowej na
swiatowym rynku oraz wzrost kursu dolara w Polsce.
Sport
Mialo byc tylko o sukcesach, ale z kronikarskiego obowiazku donosimy,
ze pilkarze przegrali, co tylko bylo do przegrania: druzyna do lat 17
zajela ostatnie miejsce w swojej grupie na mistrzostwach swiata w
Nowej Zelandii, a reprezentacja mlodziezowa przegrala dwumecz z Turcja
(2:1 i 0:1) i odpadla z eliminacji mistrzostw Europy i igrzysk
olimpijskich.
Pogoda
Zimno, noce mrozne. Astronomowie zapowiadaja deszcz meteorow, ale
chyba bedzie pochmurno.
+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+
Wszystkie prawa zastrzezone.
Regularna redystrybucja bez zgody redakcji zabroniona.
Dopuszczamy obrot pojedynczymi numerami archiwalnymi.
Prenumerata: na zyczenie. Dystrybucja: automatyczna lista
dystrybucyjna e-mail oraz Usenet news: pl.gazety.donosy
Zamowienia prosimy przysylac na adres <listp@fuw.edu.pl
podajac jako tresc listu (nie w naglowku) linie:
subscribe Donosy-L Imie Nazwisko
Zamowienie musi byc wyslane z adresu, na ktory prenumerata
jest zamawiana.
W przypadku trudnosci w zapisaniu sie na liste prosimy o kontakt
na adres redakcji.
Archiwum: http://info.fuw.edu.pl/donosy
+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+- koniec numeru 2671 -+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+
Temat: CO MIALO DAC POLSCE "POWSTANIECIE"
CO MIALO DAC POLSCE "POWSTANIECIE"
ALBO TYPOWO WARSZAWSKIE WIELKIE "BRANIE W DUPE"????Mowi sie
powszechnie,ze "wolnosc"-ale zapomina sie dodac JAKA TO BYLA TA "WOLNOSC"-
moze w celu uswiadomienia przypomne jak wygladal konkordat z 1925r.
Dzięki konstytucji z 17 marca 1921 roku, Kościół papieski w Polsce uzyskał
uprzywilejowaną pozycję, co było sprzeczne z międzynarodowym traktatem o
mniejszościach religijnych, podpisanym m.in. przez nasz rząd w Wersalu 26
czerwca 1919 roku. Traktat ten zapewniał wszystkim obywatelom państwa nie
tylko całkowita swobodę wyznania oraz wykonywania obrzędów religijnych, ale
nade wszystko równość praw, co w ówczesnej rzeczywistości Polski, niweczyła
konstytucja marcowa.
Szczerze znienawidzony przez papieża, Józef Piłsudski, miał wiele istotnych
powodów, aby negatywnie oceniać marcową konstytucję i jej prokościelnych
twórców. W roku 1929 przed Trybunałem Stanu II RP, marszałek powiedział:
"Nie chcę wchodzić w historię naszej konstytucji. W owym czasie byłem
Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem i wiem, co za panowie czynili tę
konstytucję; panowie, którzy zasługiwali na szubienicę raz po raz. Jedna z
hańbiących spraw naszego życia jest nasz pierwszy sejm i ten nonsens zrobiony
historycznie, trwa dotąd, ubliża on Rzeczpospolitej i czyni hocki-klocki z
Polski..."
Art.114 konstytucji, stanowił: "Wyznanie rzymskokatolickie, będące religią
przeważającej większości narodu, zajmuje w Państwie naczelne stanowisko wśród
równouprawnionych wyznań. Kościół rzymskokatolicki rządzi się własnymi
prawami. Stosunek Państwa do Kościoła będzie określony na podstawie układu ze
Stolicą Apostolską."
Natomiast art. 115 mówił: "Kościoły mniejszości religijnych i inne prawnie
uznane związki religijne, rządzą się same własnymi ustawami, których uznania
Państwo nie odmówi, o ile nie zawierają postanowień sprzecznych z prawem."
Zapisy konstytucji usankcjonowały "religijny rasizm": Kościół katolicki a
priori był uznany przez Państwo, a pozostałe wyznania, dopiero "mogą być
uznane". Konstytucja zobowiązała się również do zawarcia konkordatu ze
Stolicą Apostolską.
Przygotowanie układu ze Stolicą Apostolską spoczywało na Ministerstwie Wyznań
Religijnych i Oświecenia Publicznego, które miało obowiązek uzgodnienia jego
treści.[1] Ówczesny szef M.R. i O.P., Maciej Rataj, wiosną 1921 roku podjął
rozmowy na temat podstawowych zasad konkordatu z prof. Władysławem Abrahamem
(historyk prawa polskiego i kościelnego, kanonista), oraz z biskupem Adolfem
Szelążkiem, szefem sekcji wyznania rzymskokatolickiego w tymże resorcie.
Poważną przeszkodą w przygotowaniu treści konkordatu była sprawa majątków
pokościelnych, skonfiskowanych przez zaborców, częściowo przejętych przez
skarb państwa polskiego, do których Kościół rościł sobie pretensje. Chodziło
o obszary liczące powyżej 600 tys. hektarów. Ich rewindykacja musiała
napotkać istotne trudności, bowiem obecni właściciele mogli bez trudu
udowodnić "posiadanie w dobrej wierze". Uznano zatem, że na razie należy tę
sprawę odłożyć na czas późniejszy, aby nie hamować dalszych prac nad
konkordatem.
Nieszczęściem dla państwa, ale z korzyścią dla Kościoła, było powierzenie z
polecenia kard. Aleksandra Kakowskiego roli negocjatora konkordatu,
profesorowi ekonomii Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, drowi
Stanisławowi Grabskiemu. Co prawda, postrzegano go uważano go za człowieka
pracowitego i jak wyraził się o nim Maciej Rataj, uważał siebie
za "najchytrzejszego" w Polsce, jednakże jego umiejętności negocjacyjne i
polityczne, były mierne.
Grabski w swoich "Pamiętnikach" nie kryje (w kontekście rozmów w Watykanie),
że był podczas nich bardziej katolikiem, niż obywatelem państwa polskiego.
Poczytywał sobie za sukces, fakt, iż do rozmów z kurią rzymską nie włączył
ówczesnego posła II RP przy Stolicy Apostolskiej. Naiwnie stwierdza, że z
żadnym państwem na świecie, Watykan nie wynegocjował tak korzystnego dla
siebie konkordatu, jak właśnie z Polską. Grabski dumny ze swojego "dzieła",
przypisuje sobie rolę nieomal zbawcy i dobroczyńcy Polski, pytając
w "Pamiętnikach" z głupią naiwnością: "Czemu jednak Polska nie miałaby
stworzyć najnowocześniejszego ze wszystkich typów konkordatu?" W czym
dopatrzył się owej "nowoczesności" - nie wiadomo.
Nie trudno zauważyć, że konkordat w rzeczy samej stworzył państwo w państwie,
a jego zapisy zapewniały Kościołowi maksimum przywilejów, a ponadto prawo
ingerencji w dowolną dziedzinę życia publicznego.
Ks. prof. B. Wilanowski widział w konkordacie "uszczuplenie suwerenności RP"
Ale już w czasie trwania II wojny światowej, kiedy milczenie papieża Piusa
XII w sprawie zbrodni hitlerowskich na podbitych terenach zadziwiło świat,
przypomniano Grabskiemu jego "najnowocześniejszy" konkordat... Ograniczył się
tylko do smętnego stwierdzenia, że tego po papieżu się nie spodziewał.
No coz dzeki Ruskim watykanskie ZNIEWOLENIE KRAJU przesunelo sie tylko o 46
lat-TEN SZAKAL ZNOWU WROCIL NAD WISLE DZIEKI IDIOTYZMOWI I
CIEMNOCIE "POLSKICH PATRIOTOW" Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: PiS szuka "nieuwikłanych" kandydatów do Sejmu
Niech PiS NAUCZY się " listy Macierewicza":
LISTA KONFIDENTOW
Przez kilka miesiecy grupa kilkudziesieciu dzielnych, godnych zaufania, mlodych
ludzi zaangazowanych przez ministra Antoniego Macierewicza prowadzila w
specjalnie do tego celu przeznaczonym zespole analitycznym badania archiwow
MSW.
W wyniku ich prac ustalono nazwiska tych dygnitarzy panstwowych i czlonkow
parlamentu, ktorzy za rzadow komunistycznych byli konfidentami bezpieki, to
znaczy swiadomie i na ogol dla korzysci materialnych donosili na swych
przyjaciol, kolegow i informowali oficerow SB o nieprawomyslnych pogladach i
patriotycznych dzialaniach. Lista nazwana zostala przez autorow - ostroznie -
lista zasobow archiwalnych MSW. Przedstawiono ja Sejmowi. Zamiast zapasc sie
pod ziemie ze wstydu, zamiast podac sie do dymisji konfidenci pozostaja nadal
na swych stanowiskach.
Niektorzy z tych ludzi byc moze juz dawno wyplatali sie z esbeckiej sieci.
Niektorzy maja na swym koncie niewatpliwe zaslugi dla Polski. Wiec nie to jest
najwiekszym skandalem, ze tym ludziom przytrafilo sie kiedys takie
nieszczescie, iz dali sie omotac przez bezpieke. Najwiekszym skandalem jest to,
ze gdy nadeszla godzina prawdy, wazyli sie uzyc sily i autorytetu panstwa, aby
ukryc przed narodem swoja przeszlosc.
W rocznice 4 czerwca drukujemy /pod tytulem, ktory pochodzi od nas/ liste
konfidentow sporzadzona przez zespol Macierewicza.
Dnia 4 czerwca 1992 r. minister spraw wewnetrznych Antoni Macierewicz przeslal
prezydentowi, premierowi, marszalkom Sejmu i Senatu, I prezesowi Sadu
Najwyzszego i prezesowi Trybunalu Konstytucyjnego dokument zawierajacy dane
dotyczace dwoch czolowych reprezentantow panstwa:
LECH WALESA
TW "Bolek". Figuruje w KW MO Gdansk oraz w kartotece informacyjnej wydz. II
BEiA UOP i kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany 29.XII.70 r. pod numerem
12535 przez wydz. III KW MO Gdansk. Akta archiwalne zachowane.
www.ciemnogrod.net/Czworaki/ziemek/lis_konf.htm
www.glos.com.pl/ListaM/lista.htm
pl.wikipedia.org/wiki/Urz%C4%85d_Ochrony_Pa%C5%84stwa
Z Janem Olszewskim, w 1992 r. premierem rządu RP, rozmawia Piotr Jakucki
- Panie premierze, rozmawiamy w dziesiątą rocznicę obalenia pańskiego rządu.
Tematów do rozmowy starczyłoby na niejedną książkę. Proponuję więc, byśmy
sprawę wykonania lustracji potraktowali trochę marginalnie i skupili się na
kwestiach gospodarczych i politycznych. Zacznijmy od grudnia 1991 r. Nie był
Pan zaskoczony desygnacją?
- Było to dla mnie zaskoczenie. Uważałem, że na czele rządu powinien stać
człowiek znający się na gospodarce.
- Przyjął Pan jednak propozycję.
- Nie mogłem się uchylić, dlatego że staliśmy przed dramatem, że pierwszy Sejm
Rzeczypospolitej wyłoniony po wojnie w wolnych wyborach nie będzie w stanie
zapewnić rządu w Polsce. Byłaby to katastrofa dla państwa i kompromitacja
tworzącej się polskiej demokracji.
- Pierwszym, ale za to bardzo poważnym sprawdzianem dla rządu była groźba
odcięcia przez Rosję dostaw gazu...
- Z pewnego punktu widzenia był to fakt trzeźwiący. Jeśli wydawało się nam, że
już możemy swobodnie kształtować sytuację w Polsce według własnych przekonań i
interesów, to Moskwa pokazała nam ograniczenia, bez przełamania których nie
będzie mowy o tym, byśmy mogli prowadzić naprawdę narodową politykę.
- Stąd ta determinacja wychodzenia z orbity sowieckiej, zdecydowane "tak" na
wejście Polski do NATO, zwieńczone warszawską deklaracją sekretarza generalnego
Sojuszu - Manfreda Woernera o otwartych drzwiach dla Polski... I w końcu - na
poziomie wewnętrznej walki politycznej - siła rządu została pokazana w maju
1992 r., przed wizytą Wałęsy w Moskwie, w kwestii spółek joint-venture, które -
miały powstać na terenie byłych baz sowieckich, i które jak uważał m.in. Wiktor
Suworow - mogły się stać bazami rosyjskiej agentury w Polsce...
- Była to ta sytuacja, w której trzeba było bardzo mocno zareagować, nawet
jeśli rachunek sił był zdecydowanie na naszą niekorzyść. Szło o sprawy dla
Polski i Polaków najważniejsze: o bezpieczeństwo i suwerenność państwa.
- Był to więc wybór podstawowy: pomiędzy niepodległością a sowiecką agenturą w
postsowieckich bazach w Polsce...
Dalej:
www.republika.pl/ropkalisz/10lat.htm
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: kłopoty "Tygodnika" z demokracją
No to sobie porozmawialismy. Rozumiem z tego postu, ze ty niezaleznie od tego,
co i kiedy, kto i z kim oraz w jakich warunkach, jestes gotowy wrzucic do
jednego worka. Tworzysz w ten sposob nowa rzeczywistosc oderwana od czasu,
ktorej ja nie rozumiem. Juz wole ksiazke Dudka, ktora sobie w koncu kupilem,
gdzie jest wszystko ulozone po kolei a zdarzenia wynikaja z ogolnego obrazu
sytuacji politycznej adekwatnej dla tego momentu historycznego - choc i Dudek
nie ustrzegl sie bledow i nadinterpretacji.
Ja postawe Mazowieckiego oraz ludzi tworzacych z nim rzad rozumiem w skrocie w
nastepujacy sposob. Do przelomu politycznego w Polsce w 1989 roku doszlo na
skutek negocjacji miedzy rzadzacymi a opozycja. Podczas obrad OS spisano
kilkaset stron dokumentow, ktore zebrane w jedna calosc zajely przeszlo 250
stron w ksiazce (format A5). W tych porozumieniach nigdzie nie wspomniano o
majacej nastapic dekomunizacji i lustracji. Tylko na skutek tego porozumienia
doszlo w Polsce do wyborow czerwcowych, a pozniej do powolania rzadu z
premierem Mazowieckim na czele - co juz bylo odstepstwem na rzecz opozycji od
porozumien OS.
Mozna bawic sie w hipotetyczne rozwazania, co by bylo, gdyby Michnik nie
wyskoczyl ze swa propozycja, albo gdyby Walesie i Geremkowi nie udalo sie do
niej przekonac SD i ZSL. Zapewne mielibysmy rzad Kiszczaka bez udzialu w nim
zadnych ludzi z opozycji. Jestem na 100 proc. przekonany, ze gdyby tak sie
stalo w Polsce nie zaszlyb tak duze i radykalne zmiany w 1990 roku jakich
bylismy swiadkami. Nie wiem kiedy zostalaby zniesiona cenzura, zlikwidowano
ZOMO i SB, zmieniono program w TV, jakie bylyby reformy gospodarcze itd. Na
skutek jednak tego, ze w rzadzie Mazowieckiego czlonkowie PZPR byli w
mniejszosci, udalo sie przeprowadzic wiele korzystnych dla polskiej demokracji
zmian. Ty uwazasz, ze powinno zrobic sie duzo wiecej. Ja uwazam, ze skoro
wybrano taki sposob przebudowy panstwa, to wszelkie proby dekomunizacyjne nie
mialy wowczas szans powodzenia. Dodatkowo rozumiem (co nie znaczy, ze do konca
popieram) tez postawe i filozofie Michnika i Mazowieckiego czy Frasyniuka
(kazada z nich jednak sie troche rozni), ktorym zalezalo zawsze na tym, aby
oskarzac jedynie tych, ktorzy naduzywali swojej wladzy do dzialan niezgodnych z
prawem PRL (chodzi mi o morderstwa, pobicia z powodow politycznych), a nie
stosowac zbiorowa odpowiedzialnosc. Wowczas tez inaczej sie patrzylo i ocenialo
to, ze wladza sama wycofala sie z monopolu wladzy, ze PZPR zgodzila sie na
system demokratyczny. Oceniano, ze w warunkach demokratycznych kazdy powinien
miec taka sama mozliwosc prowadzenia dzialalnosci politycznej. Tez tak
uwazalem, ze i byli czlonkowie PZPR powinni miec takie same prawa tworzenia
swojej partii politycznej i prowadzenia dzialalnosci.
Na marginesie dodam, ze choc podobnie uwazalem w sprawach politycznych, to
mialem swoje zastrzezenia, ktore spowodowaly, ze z niechecia przygladalem sie
obradom OS, wyborom i temu co sie dzieje w Polsce. Moje zastrzezenia dotyczyly
tego, co powiedzial premier Olszewski, ze trzeba bylo odebrac wartosci
materialne zagarniete przez czlonkow nomenklatury partyjnej, ktora zawlaszczyla
wiele przedsiebiorstw co uniemozliwialo rowny strat w gospodarce rynkowej
wszystkim obywatelom w Polsce. Gdy przypominam sobie swoje mysli z 1989 roku,
to wlasnie to mnie najbardziej bolalo - zlodziejom zostawiono to co mieli (nie
chodzi o majatek partyjny, ten by sobie nawet mogli zachowac), ale o majatek
nie bedacy juz w gestii skarbu panstwa. Nie wiem czy w sposob demokratyczny
bylo to do przeprowadzenia, czy mozliwe bylo opracowanie wowczas jakiejs
ustawy "nacjonalizacyjnej", w ktorej przejrzano by wszystkie przypadki
prywatyzowanych w latach 1988-1991 przedsiebiorstw, ale cos w tym kierunku
trzeba bylo zrobic. Zamiast tego ekipa Walesy z liberalami i czlonkami PC
rozpedzala propagande o szybszej prywatyzacji i przyspieszeniu zmian, co ja
odczytywalem tylko jako ochote na skok na kase i stanowiska (tym bardziej, ze
od srodka widzialem co sie dzieje w siedzibie "S"). Dlatego tez wlaczylem sie w
organizowanie komitetu wyborczego Mazowieckiego.
Dla mnie w warunkach demokracji i wolnego rynku dekomunizacja jest
niepotrzebna. Wazne sa glosy wyborcow, o ktore trzeba zabiegac. Wazne bylo, by
kilkumilionowa rzesze ludzi zwiazanych z PZPR wlaczyc w dzialania na rzecz
demokratyzacji przez danie im mozliwosci dzialania w partiach politycznych. Tym
bardziej, ze wielu ludzi z tej partii samo chcialo demokratycznych zmian.
Dekomunizacje nie rozumiem jako dzialania, ktorego celem jest doprowadzenie do
jakiejs "sprawiedliwosci spolecznej", ale tylko odwrocenie sytuacji z czasow
PRL. Natomiast najwazniejsze dla zmian w polskiej gospodarce, a co tym idzie na
to bysmy szybciej byli ta "druga Japonia" (pisze z przekasem) bylo by
uniemozliwic wszelkie oszustwa i cwaniactwo w gospodarce - to trzeba bylo
scigac od samego poczatku, trzeba bylo tych oszustow puszczac w skarpetkach, a
nie szykowac sie tylko do objecia funkcji w radach nadzorczych, zarzadach i
objecia stanowisk w administracji panstwowej. Moim zdaniem zabraklo w
dzialaniach politycznych przeciwnikow Mazowieckiego jego uczciwosci - zabraklo
skromnosci i uczciwosci, a haslami dekomunizacyjnymi, lustracji, aborcji,
religi w szkolach itp. autorstwa Tuskow i Kaczorow czy Olszewskiego i
Maciarewicza zagluszano wielokrotnie podnoszony przez media problem afer
gospodarczych i spolek nomenklaturowych, ktore to problemy powinny byc
rozwiazywane po wyborze w pierwszego Sejmu III RP. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: CO SĄDZICIE O LIKWIDACJI PFRON-u???
Witaj!,Mantis77,obiecałem sobie,że będę tylko czytał Wasze posty,na tym
Forum,sam nie zabierając już głosu.Widzisz Mantis,skoro postawiłeś mi bardzo
poważny zarzut,że"tylko gadam",to trudno przejść nad tym do porządku
dziennego.Otóż nie dalej jak ,w 2003r./po 7 latach/uznalem,że czas najwyższy we
wlasnym m2 zlikwidować bariery architektoniczne.Gehenny,z tym związanej nie
będę tu opisywał./po pół roku,kiedy już nikt nie chciał tej sprawy ruszać,a
wszyscy inni nabrali "wody w usta"zrobiła to lokalna prasa/.Dzięki mojej
interwencji Oddziały PFRON uzyskały prawo do kontroli pieniędzy,na zadania
zlecane Gminom ze środków PFRON.Czy narzekam...,hmmm...,bardziej
się "buntuję",ze to już 16-ście lat "transformacji ustrojowej",a ja czuję się
jak,w 1982r.kiedy to ,po raz pierwszy,Sejm PRL przyjął Uchwałę o istnieniu ON,w
Polsce.Powołano Radę ds Ludzi Starszych i ON i na tym praktycznie
poprzestano.Raz do roku Rada się spotykała,przyznając sobie ordery i nagrody,za
skuteczna działalność,na niwie walki z patologiami społecznymi.Powiem Ci/"w
tajemnicy",że nawet namawiano mnie do wstąpienia do tejże Rady,ale
odmówiłem/.Dlaczego nie kandydowałem,w wyborach,pytasz...hmm,otóż
kandydowałem ,w pierwszych,po 1989r.do samorządu lokalnego i
zostałem "wycięty",przez decydenta z"S".Kolejny raz startowałem,do samorządu,w
1998r.moje nazwisko"zniknęło z listy partyjnej" CHDIIIRP.Akurat,w tym czasie
przebywałem,w sanatorium...Czy jestem"zaślepiony"...hmm...,po działalności w
strukturach NSZZ"S",od 1980r.+2 lata,w partii CHDRP+kolejne 2 lata w
U.Wolności+2 lata prowadzenia Koła Związku Solidarności Polskich Kombatantów,w
Gdańsku,jako,że jestem kombatantem Grudnia'70r.,nie użyłbym
słowa "zaślepiony",ale posiłkując się cytatem z Ew.Św.Jana"...Byłem ślepy,ale
przejrzałem na oczy"...Czy patrzę tylko na PFRON...hmm...,otóż nie,ale PFRON
jest tu klinicznym i wręcz wzorcowym przykładem jak powstawały mechanizmy
korupcyjne,w III RP.Organizacje pro-rządowe...hmm..Ty mówisz,że nie znasz
takowych,ani mechanizmu ich powstawania.Masz prawo do tej niewiedzy,ja odpowiem
Ci tylko hasłowo"umbrella",sprobuj sam dojść do znaczenia tego słowa,nie bez
kozery"elyty ON"użyły tego angielskiego słowa,zamiast po prostu PARASOL.Sam
również zakładałem organizację pozarządową,non-profit.Patrzono na mnie jak
na "oszołoma",ale kiedy organizacja zaczęła funkcjonować to zrobiono wszystko
żeby ja zniszczyć,no cóż nie pasowała do obowiązującego "UKŁADU UMBRELLA".Na
jej zorganizowanie poszło 3 miliardy/starych zł./,z PFRON.Dawała zatrudnienie
16-stu inwalidom,ale wychodziła z programem i na bazie Funduszu PHARE,ktory nie
mieścił sie,w tzw.układzie"czworokąta bermudzkiego".Przykro mi ,że obecny
Premier Marcinkiewicz wycofuje się z zapowiedzi przedwyborczych PiS/żeby było
jasne,nie jestem członkiem tej,ani żadnej innej partii i nie zamierzam już
być/Gen.de Gaulle świetnie spointował czym jest polityka,otoż jest to "jedna
wielkaQ***WA",a roli Don Kichote również się nie widzę.Jeżeli uważnie
przeczytasz,wszystkie moje posty ,na tym Forum to zrozumiesz,o co tak naprawdę
mi chodziło i na czym nadal mi zależy.Dość już dzielenia naszego środowiska,z
podziałem na "głuchych,ślepych,kulawych..." i rozdawnictwa "przywilejów".Był
czs ,kiedy mieliśmy ich ponad 60-siąt!wg zasady dziel i rządż.Te zasady,jak
widzę, obowiązują nadal i to mnie autentycznie martwi,ta mentalność
homosovieticus...,którą utrwala m.inn. taka instytucja jak PFRON.Mnie
wystarczy,żeby każdy,kto chce pracować,mógł pracować,za uczciwe
pieniądze,zgodne,z kwalifikacjami,jakie posiada.Nikt tak naprawdę nie policzył
jaki potencjał intelektualny jest marnotrawiony,dla zachowania status quo,czyli
zmian pozorowanych wg również znanego prawa;zmieniać tak żeby nic się nie
zmieniło.Jest jeszcze prawo Murph'ego,świetnie się sprawdziło kiedy wspólnie
budowaliśmy nasze pismo"Człowiek",a jednak /zgodnie z tym prawem/musiało
upaść.Moglibyśmy Mantis jeszcze tak długo,w tej konwencji,ale z samego
pisania,jak słusznie zauważyłeś,nic nie wynika,tak więc życzę sukcesów,w
działaniu,naprawdę szczerze!I na koniec sprostowanie ;oczywiście ,w poprzednim
poście miałem na myśli Sławka Piechotę,z Wrocławia,a nie p. JackaPiechotę/SLD/
skojarzył mi się p.Piechota, z czasów Jego niechlubnej prezesury,w PFRON,tam co
rok to prorok,znaczy sie PREZES,plus oczywiście Minister,w randze Sekretarza
Stanu.Serdecznie Was wszystkich POZDRAWIAM i solennie obiecuję,nie pisać
więcej,natomiast napewno będę Was czytał i trzymał kciuki za Wasze
działania,czas żeby Wasze pokolenie przejeło pałeczkę!,bez naszych "obciążeń",z
okresu PRL-u i III RP.Z poważaniem Ryszard Zbigniew Ostrowski Gdańsk.OSTRY107. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Kadra Akademii
Problemów z tymi uniwersytetami było mnóstwo, zapotrzebowanie społeczne na
naucznych komunistów rosło wraz z rozwojem Kraju Sprawiedliwości Społecznej i
wszystko rozwijało się szczęśliwie aż do wyzwolenia przez Związek Radziecki
krajów Europy środkowo-wschodniej i części krajów niemieckojęzycznych. Za
idącymi na Berlin wojskami radzieckimi i w cieniu ich bagnetów, wchodziło w te
kraje nowe. Zapatrzeni w czerwoną gwiazdę wolności (jak kto nie chciał patrzeć
to jechał na Sybir, albo brał w mordę i od razu patrzył) robotnicy i chłopi
Europy środkowo-wschodniej zakrzyknęli jednym głosem "chcemy szkół, które
wykształcą nam kadrę na kształt i podobieństwo radzieckich towarzyszy". I stało
się. Wielki językoznawca skierował do tych krajów rzesze "inteligentnych
inaczej" absolwentów partyjnych, milicyjnych i wojskowych uczelni Kraju Rad.
Szczególną opieką otoczył Polskę i wyzwoloną część Niemiec. Wiadomo, ojczyzna
Marksa i Engelsa nie mogła być pozbawiona odległych wprawdzie w czasie,
przestrzeni i intelekcie owoców przewidzianej przez tych panów rewolucji. Co do
Polski, to złośliwcy przebąkują o niejakim Przewalskim, ale my to między bajki
kładziemy. Wierzymy, że wielki Józef chciał po prostu oddać hołd krajowi, który
wydał tak znamienitych internacjonałów jak na przykład Feluś Dzierżyński.
Tak czy siak, w Polsce również powstały "uniwersytety inaczej" i "inteligentni
inaczej" studenci mieli już gdzie studiować. Uczelnie te przeżywały jednak
pewne problemy. Przez długi czas funkcjonowały na zasadzie rozmaitych kursów,
często przy komitetach powiatowych czy wojewódzkich. Okazało się jednak
wkrótce, że zapotrzebowanie społeczne na ten typ kształcenia znacznie przerasta
możliwości. Powstały więc tzw. Wieczorowe Uniwersytety Marksizmu-Leninizmu w
skrócie WUML, do których zarówno młodzież jak i bardzo już nawet dorośli
obywatele Polski Ludowej walili drzwiami i oknami. Aby ten pęd do tej wiedzy
zahamować, wprowadzono szybko specjalne urlopy dla studiujących. W zależności
od kierunków studiów było to od dwóch tygodni do miesiąca wolnego na
przygotowanie się do trudnych egzaminów (egzaminator mógł np. spytać jakie
miasto jest stolicą Polski).
Okazało się jednak, że nawet takie utrudnienia pokonuje ogromna rzesza
przodowników pracy, pracowników rozmaitych instytucji, czy służb publicznych.
Rychło powstał więc pomysł, by dla elity stworzyć pełnoprawne uczelnie, które
kształciłyby na poziomie godnym przedstawicieli przewodniej siły narodu.
Powołano więc do życia Wyższą Szkołę Nauk Społecznych przy KC PZPR, która
kształciła kadry nie tylko dla Przewodniczki, lecz również dla wielu dziedzin
gospodarki i służb publicznych, np. wojska i milicji. Oparta na wzorach
radzieckich, rozwijała się równie jak one dynamicznie. W latach
siedemdziesiątych, ambitny towarzysz Edward na żądanie klasy robotniczej
powołał do życia Śląski oddział nowej Alma Mater, a nieco później przemianowano
warszawską WSNS na Akademię Nauk Społecznych.
Była to uczelnia "całą gębą". Kształciła na wszystkich poziomach i nadawała
wszystkie możliwe stopnie naukowe. Miała również magiczną moc przyciągania.
Przyciągała mianowicie naukowców z wielu różnych ośrodków, gdzie np. do
otrzymania habilitacji wymagali tzw. dorobku, a obron prac doktorskich czy
magisterskich nie chcieli utajniać nawet bardzo zasłużonym aktywistom. To
właśnie takie szykany rzucane pod nogi dynamicznym polonistom, pedagogom, a
głównie historykom i politologom zniechęciły ich do pracy w mających niekiedy
prawicowo burżuazyjne odchylenia uniwersytetach (rozmaite krzywe koła, KORy,
itp.) i skierowały na jedynie słuszną drogę kariery naukowej w ANS-ie.
W ten oto sposób ANS rósł w siłę, a jego kadra żyła dostatniej. Na początku lat
dziewięćdziesiątych, zawistni o międzynarodową sławę ANS-u, nie rozumiejący
prawdziwej nauki ludzie, uwzięli się i ANS rozwiązali. Były nawet bezczelne
propozycje, aby zweryfikować wartość naukową uzyskanych w tej przodującej
uczelni stopni naukowych. Na szczęście czujni posłowie pierwszego sejmu III RP
zniszczyli te głupie pomysły w zarodku.
Po ANS-ie pozostało jednak wielu światłych ludzi. Jej absolwentów spotkać dziś
można na różnych poziomach i stanowiskach administracji i gospodarki. Wielu
jest w całkowicie polskim sektorze bankowym, wielu też okazało się być
Wallenrodami i piastuje obecnie znaczące stanowiska w organizacjach społecznych
czy politycznych. Po likwidacji ANS powstał jednak problem ludzi, których
osierociła; zasłużonych niekiedy profesorów, docentów, a nawet, z
przeproszeniem, doktorów. Okazało się jednak szybko, że tę wysoko kwalifikowaną
kadrę zagospodarować można w trochę wprawdzie gorszych niż ANS, ale zupełnie
wówczas dobrze funkcjonujących uczelniach państwowych. Wszak uznano, iż
habilitacja czy doktorat mają tę samą wartość niezależnie od tego gdzie zostały
uzyskane. Ponieważ do otworzenia kierunku, na przykład tak modnego wówczas
zarządzania i marketingu czy politologii, potrzeba tylko stosownej liczby
profesorów, więc biedujące na ogół, w przeciwieństwie do ANS-u, uczelnie
publiczne zaczęły masowo zatrudniać pracowników byłej ANS. Okazało się też
natychmiast, że reprezentowane przez nich kierunki, to te właśnie najbardziej
potrzebne w zarządzaniu, a uczeni z ANS-u mają wiedzę tak szeroką i są tak
elastyczni, że prowadzić mogą każdy właściwie przedmiot. Jakby chcieli, to
mogliby pewnie uczyć i fizyki, ale nie było na to społecznego zapotrzebowania. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Temat: Drodzy kielczanie!
tekst Haralda cd.
Problemów z tymi uniwersytetami było mnóstwo, zapotrzebowanie społeczne na
naucznych komunistów rosło wraz z rozwojem Kraju Sprawiedliwości Społecznej i
wszystko rozwijało się szczęśliwie aż do wyzwolenia przez Związek Radziecki
krajów Europy środkowo-wschodniej i części krajów niemieckojęzycznych. Za
idącymi na Berlin wojskami radzieckimi i w cieniu ich bagnetów, wchodziło w te
kraje nowe. Zapatrzeni w czerwoną gwiazdę wolności (jak kto nie chciał patrzeć
to jechał na Sybir, albo brał w mordę i od razu patrzył) robotnicy i chłopi
Europy środkowo-wschodniej zakrzyknęli jednym głosem "chcemy szkół, które
wykształcą nam kadrę na kształt i podobieństwo radzieckich towarzyszy". I stało
się. Wielki językoznawca skierował do tych krajów rzesze "inteligentnych
inaczej" absolwentów partyjnych, milicyjnych i wojskowych uczelni Kraju Rad.
Szczególną opieką otoczył Polskę i wyzwoloną część Niemiec. Wiadomo, ojczyzna
Marksa i Engelsa nie mogła być pozbawiona odległych wprawdzie w czasie,
przestrzeni i intelekcie owoców przewidzianej przez tych panów rewolucji. Co do
Polski, to złośliwcy przebąkują o niejakim Przewalskim, ale my to między bajki
kładziemy. Wierzymy, że wielki Józef chciał po prostu oddać hołd krajowi, który
wydał tak znamienitych internacjonałów jak na przykład Feluś Dzierżyński.
Tak czy siak, w Polsce również powstały "uniwersytety inaczej" i "inteligentni
inaczej" studenci mieli już gdzie studiować. Uczelnie te przeżywały jednak
pewne problemy. Przez długi czas funkcjonowały na zasadzie rozmaitych kursów,
często przy komitetach powiatowych czy wojewódzkich. Okazało się jednak
wkrótce, że zapotrzebowanie społeczne na ten typ kształcenia znacznie przerasta
możliwości. Powstały więc tzw. Wieczorowe Uniwersytety Marksizmu-Leninizmu w
skrócie WUML, do których zarówno młodzież jak i bardzo już nawet dorośli
obywatele Polski Ludowej walili drzwiami i oknami. Aby ten pęd do tej wiedzy
zahamować, wprowadzono szybko specjalne urlopy dla studiujących. W zależności
od kierunków studiów było to od dwóch tygodni do miesiąca wolnego na
przygotowanie się do trudnych egzaminów (egzaminator mógł np. spytać jakie
miasto jest stolicą Polski).
Okazało się jednak, że nawet takie utrudnienia pokonuje ogromna rzesza
przodowników pracy, pracowników rozmaitych instytucji, czy służb publicznych.
Rychło powstał więc pomysł, by dla elity stworzyć pełnoprawne uczelnie, które
kształciłyby na poziomie godnym przedstawicieli przewodniej siły narodu.
Powołano więc do życia Wyższą Szkołę Nauk Społecznych przy KC PZPR, która
kształciła kadry nie tylko dla Przewodniczki, lecz również dla wielu dziedzin
gospodarki i służb publicznych, np. wojska i milicji. Oparta na wzorach
radzieckich, rozwijała się równie jak one dynamicznie. W latach
siedemdziesiątych, ambitny towarzysz Edward na żądanie klasy robotniczej
powołał do życia Śląski oddział nowej Alma Mater, a nieco później przemianowano
warszawską WSNS na Akademię Nauk Społecznych.
Była to uczelnia "całą gębą". Kształciła na wszystkich poziomach i nadawała
wszystkie możliwe stopnie naukowe. Miała również magiczną moc przyciągania.
Przyciągała mianowicie naukowców z wielu różnych ośrodków, gdzie np. do
otrzymania habilitacji wymagali tzw. dorobku, a obron prac doktorskich czy
magisterskich nie chcieli utajniać nawet bardzo zasłużonym aktywistom. To
właśnie takie szykany rzucane pod nogi dynamicznym polonistom, pedagogom, a
głównie historykom i politologom zniechęciły ich do pracy w mających niekiedy
prawicowo burżuazyjne odchylenia uniwersytetach (rozmaite krzywe koła, KORy,
itp.) i skierowały na jedynie słuszną drogę kariery naukowej w ANS-ie.
W ten oto sposób ANS rósł w siłę, a jego kadra żyła dostatniej. Na początku lat
dziewięćdziesiątych, zawistni o międzynarodową sławę ANS-u, nie rozumiejący
prawdziwej nauki ludzie, uwzięli się i ANS rozwiązali. Były nawet bezczelne
propozycje, aby zweryfikować wartość naukową uzyskanych w tej przodującej
uczelni stopni naukowych. Na szczęście czujni posłowie pierwszego sejmu III RP
zniszczyli te głupie pomysły w zarodku.
Po ANS-ie pozostało jednak wielu światłych ludzi. Jej absolwentów spotkać dziś
można na różnych poziomach i stanowiskach administracji i gospodarki. Wielu
jest w całkowicie polskim sektorze bankowym, wielu też okazało się być
Wallenrodami i piastuje obecnie znaczące stanowiska w organizacjach społecznych
czy politycznych. Po likwidacji ANS powstał jednak problem ludzi, których
osierociła; zasłużonych niekiedy profesorów, docentów, a nawet, z
przeproszeniem, doktorów. Okazało się jednak szybko, że tę wysoko kwalifikowaną
kadrę zagospodarować można w trochę wprawdzie gorszych niż ANS, ale zupełnie
wówczas dobrze funkcjonujących uczelniach państwowych. Wszak uznano, iż
habilitacja czy doktorat mają tę samą wartość niezależnie od tego gdzie zostały
uzyskane. Ponieważ do otworzenia kierunku, na przykład tak modnego wówczas
zarządzania i marketingu czy politologii, potrzeba tylko stosownej liczby
profesorów, więc biedujące na ogół, w przeciwieństwie do ANS-u, uczelnie
publiczne zaczęły masowo zatrudniać pracowników byłej ANS. Okazało się też
natychmiast, że reprezentowane przez nich kierunki, to te właśnie najbardziej
potrzebne w zarządzaniu, a uczeni z ANS-u mają wiedzę tak szeroką i są tak
elastyczni, że prowadzić mogą każdy właściwie przedmiot. Jakby chcieli, to
mogliby pewnie uczyć i fizyki, ale nie było na to społecznego zapotrzebowania.
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
Strona 2 z 3 • Zostało wyszukane 84 wypowiedzi • 1, 2, 3