PIES BOXER

Widzisz odpowiedzi znalezione dla zapytania: PIES BOXER





Temat: 70-lecie Anschlussu
Widzisz Jorl, wszystko zalezy od punktu widzenia. Dla niektorych nie ma roznicy
pomiedzy kotem i malym psem, powiedzmy pekinczykiem albo jamnikiem. I jeden i
drugi "peta sie" tylko pod nogami i widac, ze to mniejsze zwierze niz pies boxer
lub bernardyn. Ktos inny zauwazy ze jest jednak pewna roznica, bo kot mialczy a
pies szczeka, kot moze podrapac a pies ugryzc. I gdyby USA znalazly sie w
sytuacji podobnej do Niemiec, to ich reakcja bylaby z pewnoscia w innym stylu,
niewykluczone, ze nawet gorsza dla reszty swiata. W czasach tzw. "zimnej wojny"
padaly podobno z ust amerykanskich "jastrzebi" slowa w rodzaju - "jesli ktos
zmusi nas do odejscia, zabierzemy ze soba caly swiat". Ale my w Polsce
amerykanskiego "bata" na wlasnym tylku nigdy nie poczulismy, a niemiecki i
rosyjski niestety tak. I stad nieco inny punkt widzenia. Oczywiscie odrozniam
dzisiejsze Niemcy od tych dawnych i uwazam ze zmienili sie diametralnie i bardzo
na korzysc. Nie odczuwam rowniez niecheci do Rosji i cieszy mnie, ze ich
panowanie w Polsce sie skonczylo. A Ameryke zawsze uwazalem za ostoje zachodniej
wolnosci i demokracji. Gdybym byl Wietnamczykiem z pewnoscia patrzylbym na
wszystko inaczej. Kazdy ma prawo miec swoj punkt widzenia. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu



Temat: Bokser??A może jakiś inny piesek ???
Czuły, wierny, dobroduszny - oto boxer! Pies przyjażnie nastawiony do
wszystkich. Jednocześnie budzi respekt. Jeśli wyczuje, że właściciel jest w
niebezpieczeństwie boxer rzuca się natychmiast do obrony. Nawet bez szkolenia.
Spontaniczny i żywiołowy. Czysty. Może być psem miejskim. Jest bardzo wygodny.
Nie nadaje się do kojca ze względu na brak podszerstka. Z tego powodu bardzo
wrażliwy na zimno, zwłaszcza na zimowy deszcz. Brrrrr. Zimą i nie tylko lubi
ciepełko. Wrażliwy również na upał. Przy słońcu i temp. około 25 st. jest
sparalizowany ciepłem. (krótkie drogi oddechowe). Można przy niej pospać.
Rano, to jest około 9. bez względu na porę roku muszę ją namawiać na wyjście z
domu. Bardzo duży temperament. Boxer jest tzw. galopenem. I boxer to wieczny
szczeniak. Mam sunię po przejściach. I po szkoleniu, z którego niewiele
zostało. Przy nodze idzie jednak grzecznie. Wbrew utartym opiniom żyje w
zgodzie z kotami. Z domowymi. Jak się ma cierpliwość i czas to polecam. W
zasadzie każdy egzemplarz będzie inny. Ale zasadnicze cechy są niezmienne. Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu



Temat: PIES BOXER prosze
PIES BOXER prosze
Witam od dawna poszukuje wzoru psa boxera w kolorze i żeby była sama głowa kocham sie w tej rasie sama mam takiego boxerka wiec prosze pomuszcie mi znajść taki portret boxerka z góry dziekuje Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu



Temat: moherowe emerytowane torby pod gabinetem lekarskim
suka boxer pies dogo canario
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu



Temat: A może jakiś limeryk?
pies Boxer z domu Arveny,
żrąc kapcie dostaje weny.
gdy pani siedzi na czacie
psina buszuje po chacie.
i takie szkody jej czyni, że jeny!

Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu



Temat: kto co ma - spis inwentarza!!!
Szynszyle standard - ok. 100 szt. - hodowla
pies boxer w wieku 4 lat
rybki akwariowe Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu



Temat: Proza - krótkie opowiadanka
Kurczak
Przewróciło się, niech leży”.....
Co za geniusz napisał tę piosenkę, zastanawiam się czy on ma własne dzieci, czy
może pisał z autopsji...
A może znał kogoś z mojej rodziny...
Może po prostu słyszał o moim zielonym kurczaku.
Zielony kurczak... to nowa odmiana kulinarna.
Koniecznie musi być świeży, niepatroszony i schowany na dolnej półce w lodówce,
i na dodatek w worku foliowym.
Kurczaka takiego odkryłam kiedyś w swojej własnej lodówce, zmobilizowana przez
telefon mojego Taty. Zadzwonił z Rabki, gdzie był z Mamą na jakichś wczasach,
co samo w sobie było ewenementem na skalę światową.
No więc mój Tato zadzwonił w nocy, wyraził uprzejme zdziwienie zastając mnie w
domu, a następnie wyraził równie uprzejme zaciekawienie stanem kurczacznych
zwłok w lodówce, a także moim - po patroszeniu.
Mnie też to zaciekawiło, zważywszy, że usłyszałam o zwłokach po raz pierwszy, a
do lodówki nie zaglądałam. Lato bowiem było przecudne, pogoda aż jęczała z
rozkoszy, i co rano brałam do samochodu Dyzia (to był pies boxer z chamską
mordą i gołębim sercu, ale o tym ostatnim mało komu udawało się przekonać, bo
porażało chamstwo, w postaci wyszczerzonych kłów i warkotu, gdzieś z dna
brzucha).
No więc brałam do samochodu Dyzia, tzw. suchy prowiant i .... wracaliśmy późnym
wieczorem.
Potem szłam do wspaniałej knajpy nieopodal domu, gdzie w znajomym towarzystwie
zapijałam się w drobny maczek podhalański i wytańcowywałam kalorie.
Lodówka nie była mi więc potrzebna.
Żywiliśmy się z psem byle jak, byle czym i byle gdzie.
Koniec dygresji.
No więc wyraziliśmy sobie z Tatą przez telefon różne zdziwienia na różne
tematy, w tym na temat wytrzymałości mojego Taty na wczasach z Mamą, a
następnie przeszliśmy do tak zwanego meritum.
Na pytanie jak tam kurczak, odparłam, że nie znam. No, bo nie znałam.
Tata pomilczał chwilę, chyba konsultował się z połowicą, poczym zapytał
ostrożnie, kiedy ostatni raz zaglądałam do lodówki.
Powiedziałam zgodnie z prawdą, że dzień przed ich wyjazdem, co było tydzień
temu.
Po tamtej stronie słuchawki zapadła cisza.
Następnie Tata poradził mi, żebym może zaglądnęła teraz. Zaciekawiona już byłam
nie na żarty, więc udałam się do kuchni.
Uchyliłam drzwi lodówki i poraziło mnie.
Widok był wstrząsający. Kurczak, którego tam ujrzałam, miał kolor zielono-
siny... Taki bardziej jesienny. I raczej mało przypominał produkt spożywczy.
Zapach był jeszcze bardziej wstrząsający, niż widok.
Zamknęłam lodówkę i zgodnie z prawdą zeznałam do słuchawki:
„Tato, tam jest kurczak. Zsiniał całkiem biedak.”
Tato ze stoickim spokojem poradził:
„Zrób coś z tym, zanim wrócimy” i rozłączył się. Już bez uprzejmości.
Wracali za tydzień, więc postanowiłam nie czekać. Odłożyłam słuchawkę i
popadłam w zadumę.
Kurczak wydzielał z siebie dość intensywną woń powszechnie określaną
jako „smród zabijający”.
Nie mogłam pozwolić, żeby, nie daj Boże, kurczak doczekał powrotu mojej Mamy.
Wtedy podzieliłabym niechybnie jego los.
Ponieważ nie było jakos koszmarnie późno, a i wódeczność jakaś była w domu,
wzięłam pod pachę butelkę, i zeszłam do sąsiadki piętro niżej.
„Kicia, chodź, pomóż mi, mam problem.”
Usiadłyśmy na schodach, i pociągając z gwinta zrelacjonowałam sytuację.
Kicia słuchała spokojnie, w końcu odezwała się: „daj poniuchać.”
Weszłyśmy do mieszkania i zaprezentowałam jej mój problem.
Leżał spokojnie w lodówce, tam gdzie dotychczas, koloru także nie zmienił,
zapachu, co gorsza, też nie....
Kicia nachyliła się, pociągnęła nosem i gwałtownie zamknęła lodówkę. „No fakt,
jest problem, pachnie też tak jakoś... problematycznie.”
Po opróżnieniu butelki alkoholu nie było już dla nas problemu.
Znalazłyśmy gumowe rękawiczki, otworzyłyśmy okno od strony podwórka.
”Daj trupa” - zarządziła Kicia.
Przyniosłam go, uprzednio zatkawszy sobie nos chusteczką umoczoną w perfumach.
Oczywiście, koszmarnie drogich francuskich perfumach mojej Mamy.
Zamachnęłam się mocno, (moja matka uczyła mnie kiedyś pchnięć kulą i rzutów
dyskiem. Byłam w tym dobra...) i rzuciłam w ciemność, mgliście myśląc, (no po
tej ilości wlanej w siebie wódki, mogłam myśleć WYŁĄCZNIE mgliście...) że jakoś
nie usłyszałam pacnięcia trupa na podwórku, a sam teren do rzutów jest taki
mało rozległy...
Z jednej strony dach i mur młyna, z drugiej teren wokół stacji benzynowej, a od
południa – autoremont.
Rozstałyśmy się z Kicią w doskonałych humorach i dobrze na gazie, wyrażając
wobec siebie nadzieje, że przecież śmierdziel na pewno nie doleciał do
Autoremotnu, który był o tzw. rzut beretem. Tfu, raczej kurczakiem...
Rano, po porannym spacerze z psem, kiedy już do siebie jakoś doszłam,
postanowiłam zatankować samochód i pojechać w świat, który znowu nęcił
prześlicznym porankiem.
Stacja benzynowa była pod domem (bardzo ekologicznie) i autoremont też, więc
ani z zatankowaniem ani z ustawieniem świateł nie było problemu. No, może
drobny problem... Kiedy weszłam do autoremontu, jeden z pracowników
konfidencjonalnie odezwał się do mnie: ”Pani Kasiu, pani tam nie idzie, tam
capi.”
„Co tam robi?” nie zrozumiałam
„Capi” powtórzył. „jakieś ścierwo wyrzuciło na hałdę koksu śmierdzącego
kurczaka i chłopaki powiedzieli, że w warunkach szkodliwych dla zdrowia nie
będą pracować.”
Tak jakby samo sąsiedztwo stacji benzynowej nie było warunkiem szkodliwym,
pomyślałam. Wykazałam jednak życzliwe zainteresowanie i święte oburzenie, a
następnie szybko się ulotniłam z miejsca zbrodni.
.......
Przeglądaj wszystkie wypowiedzi z tego tematu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl